sobota, 19 kwietnia 2014

Chapter 5 Samotna

"Bonum ex malo non fit."

Niall
Dziewczyna zaczęła się przerażająco wyginać. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Wszyscy zebrali się wokół niej, a ja stałem tam jak słup soli i nie mogłem się ruszyć. Targały mną różne emocje: na przemian strach, zdziwienie i coś, czego nie mogłem zrozumieć: ból wewnętrzny. Nie rozumiem, dlaczego czuję się tak, jakby ktoś wyrwał mi ze środka wszystkie wnętrzności, pozostawiając jedynie wielką pustkę. Upadłem.

-Niall! Niall!- usłyszałem desperackie krzyki.
Powoli otworzyłem oczy, ale od razu tego pożałowałem, bo przeszył mnie przerażający ból.
-Niall, wszystko w porządku?
Nadal leżałem nieruchomo.
-Niall, odezwij się.
W końcu odważyłem się otworzyć oczy po raz kolejny. Tym razem nie czułem już takiego bólu, ale sztuczny blask bijący z lamp spowodował, że dostałem zawrotów głowy.
-Wyłączcie światło!- rozkazała Ellie.
Po chwili pomieszczenie zatonęło w mroku, a jedynym źródłem światła była malutka lampeczka na końcu sali.
-Niall, słyszysz mnie?- zapytała ponownie kobieta.
-Tak...- szepnąłem.
Nagle ocknąłem się. 'Gdzie jest Valerie?!'
-Valerie?- zdziwiła się Blair.- Jest tutaj.- wskazała ruchem ręki na dziewczynę stojącą w rogu.
-Dlaczego o nią "pytałeś"?
-Jak to dlaczego? Przecież jeszcze chwilę temu przeraźliwie się wyginała, tak jakby coś ją opętało. Czemu teraz stoi sobie spokojnie jak gdyby nigdy nic?
-Niall, dobrze się czujesz?- poczułem na ramieniu dłoń Ellie.- Valerie nic się nie stało, nie wyginała się, nic jej nie opętało. Wszystko z nią w porządku.
-Ale jak to? Przecież widziałem na własne oczy, że ewidentnie coś się działo.- upierałem się.
-Musiało ci się coś przewidzieć.- odparł ze stoickim spokojem Liam.
-Nic mi się nie przewidziało!- krzyknąłem.- Dobrze wiem, co widziałem.
-Niall, uspokój się.- powiedział Zayn.
-Przecież jestem spokojny!
Spojrzałem na drobną blondynkę, która przypatrywała mi się ze strachem. Może oni mają rację? Może na prawdę mi się coś przewidziało? Ale w takim razie skąd te przewidzenia?
-Usiądź sobie, zaraz ci przyniosę trochę wody, napijesz się i dokładnie opowiesz mi co widziałeś, ok?- zabrała głos Ellie.
-Dobrze.- westchnąłem.
Po chwili w dłoniach trzymałem już szklankę wody. Wyrocznia usiadła naprzeciwko mnie i spojrzała mi w oczy. 'Wydaje jej się, że coś z nich wyczyta? Niedoczekanie.'
-Niall, próbuje dowiedzieć się co zaszło w tym twoim mózgu, że zaatakowały cię takie przewidzenia.- wyjaśniła spokojnie.
'Szlag by to trafił! Zapomniałem, że ona mi czyta w myślach.'
-Wszyscy czytamy.- odchrząknęła Blair.
Spojrzałem na nią rozdrażnionym wzrokiem, na co ta tylko się zaśmiała.
-Opowiadaj.- rozkazał Thomas.
-Po co?- prychnąłem.- Przecież i tak już wszystko wiecie.
-My tak, ale ona nie.- powiedział Zayn.
Dokładnie wiedziałem o kogo mu chodziło. Odstawiłem nietkniętą szklankę na podłogę i zabrałem głos.
-Wszyscy staliśmy spokojnie, nic się nie działo. Nagle Val zaczęła się niespokojnie poruszać. Zaczęła się wyginać we wszystkie strony, krzycząc. Wyglądało to tak, jakby szatan w nią wstąpił i to dosłownie. Wszyscy do niej podbiegliście, a ja stałem nieruchomo. Czułem jak coś rozsadza mnie od środka, zostawiając za sobą jedynie pustkę. Po chwili upadłem i cała scena skończyła się.
Po skończeniu, Zayn natychmiast poderwał się z miejsca i znalazł się koło Val.
-Mówiłaś, że byłaś w jakiś katakumbach i spotkałaś Morta, tak?- zapytał dziewczyny.
Kiwnęła twierdząco głową.
-Czy zrobił ci coś?
Zaprzeczyła.
-O czym rozmawialiście?
Spojrzała na niego jak na idiotę i pokazała ręką usta. Natychmiast w jej rękach pojawiła się kartka i długopis. Blondynka zaczęła pisać, a my czekaliśmy w napięciu.
Odłożyła długopis i odwróciła kartkę w naszą stronę. Ledwie zdążyłem przeczytać pierwsze kilka liter, kiedy poczułem mocne uderzenie i wylądowałem na ścianie. Czułem, jak kałuża krwi robiła się wokół mnie coraz większa.
Usłyszałem głos w głowie, który z pewnością nie należał do mnie:

"Musisz ją chronić."

Rose
Otworzyłam oczy. Wokół mnie panowała ciemność. W sumie, to nawet dobrze, bo na nic innego nie miałam ochoty. Liczyły się tylko te 3 okropne słowa: Niewolno zabijać, Rose.
O co w tym chodzi? Dlaczego powiedział je akurat mi? Przecież ja nikogo w życiu nie zabiłam. Nie jestem potworem, ani psychopatą. "Jesteś tego taka pewna?" "Tak, jestem! Dlaczego myślisz inaczej?" "Nie myślę. Jestem twoim głosem podświadomości, muszę myśleć rozsądnie i rozważać wszystkie możliwości, taka juz moja praca." "To może cię zwolnię?" "Tylko spróbuj!"
'Dobra, koniec! Nie będę się już tym przejmować! Pomyliło mu się i tyle, albo chciał mnie wystraszyć. Raczej stawiam na to drugie, w końcu to zły charakter. Teraz muszę się skupić tylko i wyłącznie na wydostaniu się stąd. Ja tu niedługo zwariuję!'
Podniosłam się i wyruszyłam na poszukiwanie włącznika światła.
"Głupia jesteś? Ten teatr powstał wieki temu, nie wydaje mi się, żeby była wtedy elektryczność." "Mam to gdzieś, może znajdę przynajmniej jakąś świecę."
Znalazłam. Teraz pozostaje tylko pytanie jak ją odpalić?
"Powodzenia w znalezieniu zapałek." "Zamknij się!"
Chwila... To nie świeca, tylko lampa naftowa. 
"Jak odpalić lampę naftową?" "Przecież miałam się zamknąć."
Prychnęłam w duchu. Jak nikt jej nie prosi, to się odzywa, ale jak już jej człowiek potrzebuje, to nagle udaje wielce obrażoną.
'Boże, co się z tobą dzieje, Rose? Nie dość, że kłócisz się z podświadomością, to teraz jeszcze się na nią wściekasz. Ty na serio potrzebujesz dobrego psychiatry.'
Trzask? Co do...  O cholera! Drzwi! Otworzyły się!
Nie patrząc na to, co robię, czym prędzej pobiegłam w stronę wyjścia. Opuściłam garderobę i pobiegłam przed siebie. Omijałam przeróżne sale i długie korytarze, aż w końcu dotarłam do miejsca, do którego nogi same mnie poniosły- ogromnej sceny. Zaparło mi dech w piersiach.
-Piękne, prawda?- usłyszałam głos za plecami.
-O tak...- zachwycałam się.- Chwila!
Gwałtownie się odwróciłam i wylądowałam na jakimś chłopaku.
-Przepraszam, to moja wina.- zaśmiał się.
W mgnieniu oka podniosłam się i stanęłam w bezpiecznej odległości od nieznajomego.
-Kim jesteś?- zapytałam.
-Och! Gdzież moje maniery! Na imię mi Damon. (jeśli ktoś nie pamięta, odsyłam do zakładki characters :D).- ukłonił się.- A ty zapewne jesteś Rosemarie, jak mniemam.
-Rose.- poprawiłam go.- Zresztą skąd to wiesz?
-Kochanie, ja wiem praktycznie wszystko.
-Dlaczego mówisz do mnie "kochanie"?
-Bo to przyjemne, nie uważasz?
-No jakoś nie bardzo.- sprostowałam.- Nigdy nie byłam fanką ckliwych historii miłosnych, gdzie dwoje zakochanych co chwila obdarza się przezwiskami "kochanie", "koteczku", "złotko", "misiu".
-Hmmm... Coraz bardziej zaczynasz mi się podobać. Kompletnie bezuczuciowa, zupełnie jak ja.
-Słucham? Nie jestem bezuczuciowa, wypraszam sobie.
-Przepraszam najmocniej.- zaśmiał się.- Nie wiedziałem, że jesteś taka drażliwa.
-A jak ty się w ogóle tu znalazłeś?
-Magia.- przedrzeźniał mnie.- Chyba coś już o tym wiesz, mam rację?
-Nie...- zaprzeczyłam.- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
-Kłamać to ty nie umiesz, złotko.- drażnił się ze mną.- Rozumiem, że Ellie ci jeszcze o nas nie powiedziała?
-O jakich NAS?
-O mnie i o Stefano. Jesteśmy braćmi, wampirami.
-Wampi co?!- krzyknęłam.
-Spokojnie, ochłoń trochę, bo zaraz wybuchniesz.
-Twoje żarty są beznadziejne.- powiedziałam niemiło.
-Nie oczekuję, aby były inne, w końcu pochodzę z innej epoki.
-Możesz jaśniej?
-O, nagle cię zaintrygowałem?- zapytał z głupawym uśmieszkiem.
-Tego nie powiedziałam. Na prawdę jesteś wampirem?
-Śmiesz wątpić?- oburzył się, po czym ukazał swoje śnieżnobiałe kły.
Cofnęłam się o krok.
-Nie martw się, nic ci nie zrobię.- schował zęby.
-Wierzę, ale wolę dmuchać na zimne niż się sparzyć.
-Zawsze jesteś taka ostrożna i uważna?
-Przeważnie. Masz z tym jakiś problem?- odpowiedziałam beznamiętnie.
-Ja? Nie, oczywiście, że nie. To ta twoja wielka rozwaga blokuje ci przypływ emocji?
-Po raz kolejny powtarzam ci, że nie jestem żadną bez emocjonalną  suką!
-A czy ja coś takiego powiedziałem? No cóż, widzę, że moja obecność tylko wyprowadza cię z równowagi, więc ja już cię opuszczam, ale nie martw się: spotkamy się jeszcze nie raz.
-Po prostu skaczę ze szczęścia.- mruknęłam sarkastycznie.
-Do zobaczenia królowo śniegu!- pożegnał się i już go nie było.
'Wredny palant.'
Nagle usłyszałam dźwięki organ. Co tu robią organy i kto na nich gra? Popatrzyłam na górę i to, co zobaczyłam wstrząsnęło mną: one same grały! Na dodatek na scenie pojawiły się jakieś marionetki, a ja z niewiadomej przyczyny stałam tam ubrana w długą suknię i wymalowana jak jakiś plastik. Co się tu dzieje?


Jej, ten rozdział udało mi się wyjątkowo szybko napisać, ale to też pewnie dlatego, że jest krótszy niż pozostałe. Mam nadzieję, że się Wam spodoba, bo właśnie od niego akcja zacznie nabierać tempa xD.
Ilość komentarzy wpływa na szybkość pojawienia się kolejnego rozdziału, więc komentujcie :).
Oczywiście przypominam o zakładce "Pytania do bohaterów ;).







sobota, 5 kwietnia 2014

Chapter 4 W szponach ciemności

"Vivere militare est"

Rose
"Uciekaj jak najdalej." "Niby gdzie mam uciekać? Ona stoi tuż przy drzwiach!" "Nie wiem, ale uciekaj!"
-Nie musisz się mnie bać.- powiedziała z uśmiechem.
Nadal nie wypowiedziałam ani słowa.
-Zamierzasz w końcu się odezwać?
-Kim jesteś?- cicho zapytałam.
-Kimś, kogo na pewno nie musisz się obawiać. Jestem tu, aby ci pomóc.
-Nie rozumiem.
-Dotykając stroju, na chwilę przeniosłaś się w inną rzeczywistość, w której przebywam. Jednocześnie wezwałaś mnie.
-Nic takiego nie planowałam.
-Nie musiałaś.- uśmiechnęła się.- Po prostu potrzebowałaś pomocy.
-Skąd taki pomysł?
-Może stąd, że stoisz tu nadal nie wiedząc, co masz zrobić i gdzie się udać.- zaśmiała się.
-Po prostu jestem zszokowana twoją obecnością.
-A od kiedy my jesteśmy na "ty"?
-Przepraszam, nie powinnam była.- spuściłam głowę.
-No ty sobie chyba jaja robisz! Żartowałam, nie mam ochoty słuchać, jak mnie postarzasz mówiąc do mnie per "pani". Mów mi Megan.
-Dobrze, w takim razie Megan, mogę cię o coś zapytać?
-Tak, oczywiście, pytaj śmiało, jestem do twojej dyspozycji.
-Jesteś jakąś czarownicą, czy coś w tym rodzaju?
Po niewielkim pomieszczeniu rozległ się jej perlisty śmiech.
-Nie, nie jestem czarownicą, raczej "coś w tym rodzaju", ale byłaś blisko. Jestem wiedźmą.
-A czy to jakaś różnica?- nie do końca załapałam.
-Owszem, jest różnica i to nawet duża. Czarownice używają swoich czarów poprzez wypowiedzenie zaklęcia i pokierowanie magii w odpowiednie miejsce, a my wiedźmy potrzebujemy do tego specjalnych ziół i eliksirów.
-Zawsze myślałam, że wiedźma jest stara, pomarszczona i zła.
-A skąd pewność, że ja taka nie jestem?- spojrzała na mnie z rozbawieniem w oczach.
-Bo chcesz mi pomóc.
-No i? Robert też chce wam pomóc, chociaż jest waszym wrogiem.
-Robert?- zapytałam.
-Nie ważne.
-W każdym razie na pewno nie jesteś stara i pomarszczona.- zauważyłam.
-A skąd wiesz, czy może przypadkiem nie zażyłam jakiegoś eliksiru odmładzającego?
-A zażyłaś?- zapytałam.
Dobrze wiedziałam, że to pytanie ją zgasi i rzeczywiście tak było.
-A co, jeśli odpowiem "tak"?
-Wtedy całkowicie przestanę ci ufać.
-Czyli ufasz mi?
-Jak na razie.- zawahałam się.
Kobieta podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
-Yyyy... Co ty robisz?- zapytałam zdezorientowana.
-Przepraszam, poniosło mnie.- odsunęła się.- Po prostu od wieków jeszcze nikt mi nie zaufał. Każdy obrał sobie za stereotyp wiedźmy starą i złą kobietę w czarnym płaszczu, przez co uważają, że wszystkie wiedźmy są takie, ale to nieprawda.
-Czyli przyznajesz, że jesteś młoda i dobra?- uśmiechnęłam się.
-Dobra, niech ci będzie...- odwzajemniła mój gest.
-W takim razie jaką pomoc masz zamiar mi ofiarować?- zapytałam.
-Co ty myślisz, że to jakiś koncert życzeń? Przecież nie mogę ci już od razu wszystkiego powiedzieć, ja cię jedynie nakieruję.
Już miałam otworzyć usta, ale usłyszałam dziwne syczenie, dobiegające zza sterty ubrań. Po chwili wypełznął z niego niewielki, zielony wąż. Automatycznie odskoczyłam do tyłu, przez co wywołałam śmiech Megan.
-Co cię tak bawi?- zapytałam przerażona.
-Węże to najlepsze, co was spotka podczas waszej misji. Zresztą nie musisz się obawiać Scintilla, nie jest agresywny.
-Scintilla?
-To jego imię. Sama go tak nazwałam. Oznacza iskrę.
-Zaraz... To jest twój zwierzak?
W odpowiedzi usłyszałam syk węża i oburzony wzrok Megan.
-Żaden zwierzak! To mój najlepszy przyjaciel! Nie masz prawa tak go nazywać!
-Dobrze, przepraszam... Czyli, że wy jesteście zaprzyjaźnieni?
-Tak.- odpowiedziała dumna, po czym wystawiła rękę w stronę gada.
Zwierzę zwinnie wspięło się po jej ramieniu, po czym wpełzło do jej ust. Pisnęłam.
-Co to było?- zapytałam drżącym głosem.
-Ale o co ci chodzi?
-Jak to o co mi chodzi?! Ty go połknęłaś żywcem!
-Coś widzę, że o fantastycznym świecie nie wiesz nic, Rose.- zaśmiała się.- Wcale go nie połknęłam. To jest po prostu jego schronienie.
-Skoro tak, to gdzie on teraz jest?
-We mnie. Wychodzi kiedy chce, albo przez usta, albo się teleportuje.
-To znaczy, że on też ma magiczną moc?
-Rose, wszystkie istoty pozaziemskie ją mają. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że nie jest normalnym wężem. Popatrz choćby na jego skórę, czy oczy.
To dało mi sporo do myślenia.
-Już wiem!- krzyknęłam.- Wiem, jak możemy przenieść się w czasie!
-Jej, nie sądziłam, że tak szybko na to wpadniesz, jestem pod wrażeniem.- uśmiechnęła się.- Na tym moja rola się kończy, żegnaj Rose.
-Stój! Nie wiem nawet...- krzyknęłam, ale już jej nie było.
Pięknie, zostałam sama i nadal nie wiem, jak mam odnaleźć resztę. No cóż, trzeba samemu dać sobie radę. "Może najpierw wyszłabyś z garderoby?" "Zamknij się!" "O co ci chodzi? Chcę tylko pomóc." "Ostatnio kurwa wszyscy chcą pomagać i jakoś im to za bardzo nie wychodzi!" "Dobra, już się nie odzywam."
Jednak pomimo tej "kłótni" posłuchałam głosu podświadomości i ruszyłam w stronę drzwi. Nacisnęłam na klamkę, ale drzwi się nie ruszyły. 'Tylko mi nie mówcie, że się zacięły...' Ponownie pociągnęłam za uchwyt, ale nic się nie zdarzyło.
Westchnąwszy, z rezygnacją osunęłam się po ścianie i wylądowałam na starej, skrzypiącej, drewnianej podłodze. 'Co robić, co robić?' Oparłam głowę o ścianę i dumałam jak mogę się stąd wydostać. Niestety mój mózg był na tyle zmęczony, że nie potrafił normalnie funkcjonować. "W takim razie idź spać." "Słucham? Nie mam zamiaru iść spać, jeszcze mnie coś pożre." "Jeżeli miałoby to zrobić, to pożarłoby cię nawet, jakbyś nie spała, więc niczym nie ryzykujesz." "Ale pocieszenie."
Normalnie nie przystałabym na tą propozycję, ale w tej chwili moje powieki same opadały i nie mogłam nic z tym zrobić, więc oddałam się snu.
***
Obudziłam się na kolorowej polanie, przesiąkniętej cudownym zapachem kwiatów. Powoli przetarłam oczy i tym razem ukazał mi się ciemny las. 'O co chodzi?' Podniosłam się z ziemi i ruszyłam w stronę większego cienia. Dlaczego? Sama nie wiem. Coś kazało mi tak zrobić. Ja jestem tu zwykłą marionetką, którą po skończeniu przedstawienia można schować do starego worka i nie wyciągać dopóty nie zacznie się kolejny spektakl. Jej, prawie zacytowałam Szekspira. Dotarłam do centrum i zatrzymałam się pod starym dębem. Nagle ni stąd ni z owąt las przeszyły promienie słoneczne, które skierowały się w moją stronę. 'Co to jakieś przesłuchanie?' 
-Jak miło, że w końcu zechciałaś mnie odwiedzić, Rosemarie.- usłyszałam głos.
-Kto to?- zapytałam, rozglądając się.
-Och, już niedługo się dowiesz. 
-Czego ode mnie chcesz?
-Powinnaś się już domyślić. No już, Rose wskakuj do worka, jedziemy prezentować następne przedstawienie.- roześmiał się.
-Słucham?
-Twoje myśli na temat marionetek nie są znikome, to moje twory. Jesteś mi potrzebna i niedługo będziesz musiała odegrać swoją rolę. Tylko, że nie w waszym przedstawieniu, a w moim.- ponownie usłyszałam jego przerażający śmiech. 
-O czym ty mówisz?
-O tym, że nie wolno zabijać, Rose.
Z powrotem znalazłam się na polanie, ale wcale mnie to nie uspokoiło. Po mojej głowie wciąż chodziło jedno zdanie:


"Nie wolno zabijać, Rose."
***
Valerie
Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na zdziwione twarze Ellie i Zayna, przestraszone Nialla, Louisa i Harrego oraz rozbawione Blair i Thomasa.
-No co?- zapytałam.- Nie macie się już na co gapić? Nigdy nie widzieliście człowieka, który nagle pojawił się na podłodze?
-U stóp Thomasa.- dokończyła ze śmiechem Blair.
-To akurat nie była moja decyzja.- sprostowałam.- Mógł mnie przenieść w dowolne miejsce, ale idiota wybrał akurat to.
-Valerie, o czym ty mówisz?- zaniepokoiła się Ellie.
-Ja? O niczym.- podniosłam się z podłogi.
-Przecież nie mogłaś o tak po prostu pojawić się tu, bo nie masz nawet żadnej mocy magicznej.- zauważył Zayn.
W tej chwili bardzo chciałam im o wszystkim powiedzieć, o tym, co zaszło w katakumbach, ale nie mogłam. Coś mi na to nie pozwalało. Tak, jakby mnie coś blokowało nie z mojej woli.
-To do tego były mu potrzebne moje włosy i krew...- szepnęłam.
-Valerie, gadaj natychmiast co się stało!- krzyknęła Blair.
-A-ale ja nie mogę... Bardzo chcę wam powiedzieć, ale coś mnie blokuje.
Czarownica podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu.
-A teraz?- zapytała.
-Też nie.
-Ellie, ją blokuje jakaś czarna magia. Val, o co chodzi z tą krwią i włosami?
Otworzyłam usta, ale nie wyszedł z nich żaden dźwięk. Spróbowałam ponownie, ale taki sam rezultat. 'O cholera, straciłam głos.'
-Co?! Ale jak to?- zdenerwował się Thomas.
-Dlaczego ja nie słyszę jej myśli?- włączył się Zayn.- Wy słyszycie?
-Nie.- odpowiedziała Ellie, a Blair i Thomas zgodnie pokiwali głowami.
-Czyżbyś nauczyła się kontrolować swoje myśli?- zapytała podejrzliwie Blair.
Spojrzałam na resztę. Czekali na moją odpowiedź w napięciu, a Thomas wstrzymał oddech.
Pokiwałam przecząco głową. 'Przecież nawet nic nie zrobiłam.' 
Nagle usłyszałam donośny śmiech. 'Czyli już wiem, kto, a raczej co za tym stoi.'
-Co ty jej zrobiłeś?- zapytała Ellie.
-Ja? Och nic.- zaśmiał się Mors.
-Doprawdy?- włączyła się Blair.- W takim razie dlaczego Valerie straciła głos i nawet nie możemy odczytać jej myśli?
-To jest już wyłącznie jej wina.
-No jakoś ci nie wierzę.- założyła ręce na piersi.
-Za dużo mówi, więc ma nauczkę.
-A myśli?- wtrącił Thomas.
-To jest kara dla wszystkich. Valerie wie, gdzie jest Rose, ale skoro nie może mówić i nie odczytacie jej myśli to wy się nie dowiecie.
-Przecież może nas poprowadzić.- nagle odezwał się Niall.
-Nie, bo sama nie wie, gdzie to jest.- do moich uszu po raz kolejny dobiegł złowieszczy śmiech Morsa.
Zniknął.
-Nie martw się, Val. Znajdziemy sposób, aby przywrócić ci głos.- pocieszała mnie Ellie.
Westchnęłam.
-Na prawdę wiesz, gdzie jest Rose?- zapytał Zayn.
Pokiwałam twierdząco głową.
-A możesz nam to jakoś pokazać?- odezwał się Louis.
'W sumie to nie taki zły pomysł.' Zaczęłam wymachiwać rękami, starając się przedstawić rekwizyty lub kostiumy.
-Jest w ulu i odpędza się od pszczół?- zapytał Niall.
Palnęłam się z otwartej ręki w czoło. 'Serio?'
-Niall, już niczego lepszego nie mogłeś wymyślić?- zakpił Thomas.
-Słuchaj, ja przynajmniej się staram, nie to co ty.
-Że co proszę?! Uważasz, że się nie staram? Jak ci zaraz...
-Chłopcy, nie kłóćcie się!- krzyknęła Ellie.
Nagle wpadłam na genialny pomysł. Zaczęłam pokazywać na swoje ubranie i udawać, że to przebrania.
-Jest w garderobie?- zapytała Blair.
Pokazałam ruchem ręki, że jest bardzo blisko.
-Rekwizytornia?- zgadła Ellie.
Klasnęłam w dłonie i z entuzjazmem pokiwałam głową.
-Tylko teraz zostaje pytanie, jak tam dojść.- westchnął Zayn.
-Chyba wiem, gdzie to jest...- zawahał się Harry.
Spojrzeliśmy na niego z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy, a on automatycznie zbladł.
-C-coś się stało?- zapytał słabym głosem.
-A skąd ty to wiesz?
-Bo kiedyś moja babcia opowiadała mi o tym teatrze.Pamiętam, jak opisywała całą scenę, salę, w której rozgrywały się przedstawienia, wszystkie korytarze i zakamarki, ale nie wiem dlaczego zawsze najbardziej skupiała się na rekwizytorni. Wiem, że to zabrzmi dziwnie i absurdalnie, ale czuję jakby specjalnie mi tyle o tym pomieszczeniu opowiadała, jakby wiedziała, że będę potrzebował tych informacji. I nie chodzi o samo znalezienie Rose, lecz o to, że zwykła rekwizytornia na prawdę może nam pomóc.
Mówił jak w transie, jak zaczarowany. Może to rzeczywiście ma sens? Nie, to nie możliwe, to zwykły zbieg okoliczności, ale przecież ten teatr przestał istnieć wieki temu, więc jakim cudem jego babcia wiedziała o nim aż tyle? Czyżby było to przekazywane z pokolenia na pokolenie?
-Co jeszcze ci opowiadała, Harry?- zapytała Ellie.
-O drzwiach...- zrobił przerwę, jakby nad czymś rozmyślał.- Ale to nie istotne.
-Wszystko jest istotne w tej chwili.
-Opowiadała, że raz są, a raz ich nie ma. Gdy czarna magia przeważa białą, wtedy znikają. Pojawiają się tylko wtedy, gdy jest harmonia pomiędzy dobrem a złem.
-Chodzi o coś takiego jak Ying-yang? O równowagę dobra i zła?- włączył się Louis.
-Nie do końca... Ying-yang to symbol antychrześcijański, więc nie sądzę, by o to chodziło.- odezwał się Liam.
-Więc o co?- dopytywała się Blair.
Nagle mnie olśniło. Teraz wszystko wydawało się bardziej sensowne. Czułam, jakbym dodała kilka puzzli do tej całej pomieszanej układanki. Zaczęłam machać rękami, aby zwrócić na siebie uwagę. Podziałało. Wszystkie twarze zostały zwrócone w moją stronę. Pokazałam ruchami rąk Blair, aby wyczarowała mi kartkę i długopis. Już po chwili w ręce znajdowały się potrzebne materiały. Zaczęłam pisać:

Wydaje mi się, że babci Harrego chodziło o to, że jeżeli jest przewaga dobra nad złem to drzwi się nie pokazują, aby nie stracić swojej energii. Myślę, że one mają w sobie magię. Zaś, gdy dobro w miarę panuje nad siłami zła, nie czują się one zagrożone i pojawiają się. Jestem pewna, że są do drzwi od rekwizytorni, w której znajduje się Rose. Skoro musieliśmy się zebrać, aby pokonać ciemną stronę, znaczy że równowaga pomiędzy dobrem, a złem została zachwiana, co oznacza, że prawdopodobnie Rose jest tam uwięziona. Nie wiem jak, ale musimy ją uratować.

W końcu skończyłam pisać i pokazałam kartkę pozostałym. Uważnie czytali moje zapiski, a po skończeniu spojrzeli ze strachem na moją osobę. 'Muszę odnaleźć moją przyjaciółkę'.


Hej, bardzo Was przepraszam za brak wpisów w ostatnim czasie. Jest mi na serio z tego powodu przykro i głupio. Jakoś nie miałam weny i nie mogłam zebrać myśli, więc pisanie tego rozdziału przeciągało się w nieskończoność. Szczerze powiedziawszy, nie wiem czy aż tak dobrze mi wyszedł :/.
Jeżeli się Wam spodobał, zostawcie choć mały komentarz, abym wiedziała, czy mam kontynuować bloga.
Do następnego!