czwartek, 27 lutego 2014

Zwiastun!

Jest już gotowy zwiastun bloga. Znajduje się on w zakładce "Trailer" . Wpadajcie xD.
Ps. Nowy rozdział pojawi się niedługo ;).

niedziela, 23 lutego 2014

Chapter 1

"Sic fuit, est et erit: similis similem sibi quaerit."

Niall
Wiecie jak to jest obudzić się dosłownie w nicości? Do tej pory nawet bym o czymś takim nie pomyślał, przecież to absurd. A jednak obudziłem się. Otworzyłem oczy i jedyne co ujrzałem to czerń wokół mnie. Nic więcej. Może trafiłem już do nieba? Chociaż wydaje mi się, że tam tak ciemno nie jest. Spodziewałbym się raczej niekończącego się sadu, pełnego najróżniejszych drzew owocowych, pod którymi siedzą lew i owca, spoglądające na siebie z miłością. To tylko takie wymysły, które narodziły się ze zbyt gorliwego wertowania książek filozoficznych. A może to piekło? Tylko co ja takiego zrobiłem, żeby trafić do tych płomiennych czeluści? Nawet nie pamiętam wizyty w czyśćcu, sądu moich grzechów. Czyżbym na serio był tak głupi, żeby nawet nie pamiętać najważniejszego momentu w moim... Życiu? Hmmm... Życiem tego nie można nazwać, raczej wiecznością. Wiecznością pośród rozgrzanej magmy i tysiąca zagubionych dusz, wołających o pomoc. Wzdrygnąłem się na samą myśl. Przecież nie mogę tak skończyć! W ogóle kiedy ja zdążyłem umrzeć? Jakoś sobie tego nie przypominam. Pięknie, Horan. Nie dość, że nie pamiętasz, jaki był twój ostateczny wyrok, to na dodatek jeszcze tego, że w ogóle umarłeś. Co ty się kokainy nawciągałeś przed snem? A tak właściwie to dlaczego jestem w tych samych ciuchach, co na wczorajszej imprezie? Impreza! Czy to możliwe, że właśnie na niej zginąłem? Skoro tak, to raczej nie spodziewałbym się teraz zbyt częstych gości w "Ministry Of Sound". Nialler, czy to właśnie przez ciebie bankrutuje najpopularniejszy klub w Londynie? Odruchowo sięgnąłem do prawej kieszeni moich jeansów i co znalazłem? Karteczkę. Czyżby jakaś dziewczyna pomyliła mnie z Lou i wsadziła mi swoją "wizytówkę" z numerem telefonu? To krótka i łzawa historia. Louis zawsze miał większe powodzenie u dziewczyn, niż ja. W zasadzie ja nigdy nie miałem u nich powodzenia. W ich oczach byłem po prostu "kujonem", który w jakiś magiczny sposób przyjaźni się z "największym ciachem w mieście". Ale tak na prawdę kujonem nie jestem. Chyba, że kujonami nagle stały się osoby z dwóją z matmy na koniec roku. Ja po prostu lubię czytać książki. Co w tym złego? Loui też często czyta, tylko że on wybiera bardzo kontrowersyjne lektury. Ale to pomińmy.
Wracając do rzekomego skrawka papieru, na początku nie wydawał się podejrzany. Ale, gdy tylko go rozwinąłem, oślepił mnie blask bijący z zawartości. Na kartce widniał napis "Alea lacta es".  Wydaje mi się, że to coś po łacinie, ale nie jestem pewny. Nigdy nie podjąłem się nauki tego dziwnego języka.
-Kości zostały rzucone.- usłyszałem damski głos za swoimi plecami.
Podskoczyłem i walnąłem głową w ścianę. Usłyszałem "pstryk" i nagle w pomieszczeniu zrobiło się jasno. Serio? Przecież miała być nicość. Czyli jednak nie umarłem? Po prostu było wyłączone światło? To gdzie ja w takim razie jestem?
-Ellie, włączył światło. Mówiłam ci, żebyś wcześniej wkroczyła do akcji, teraz całe nasze przedstawienie na nic.- ponownie usłyszałem ten sam głos.
Niepewnie odwróciłem głowę i przed moimi oczami ukazała się siedząca na krześle brunetka, która zawzięcie wpierniczała jabłko.
-Blair, proszę cię łaskawie, nie komentuj.- zobaczyłem drugą dziewczynę, tym razem blondynkę.
Dobra, to się robi już zbyt dziwne. Zostałem porwany przez jakieś dwie dziewczyny? To dla mnie nowość.
-Jestem Ellie.- odezwała się blondynka, wyciągając w moją stronę rękę.
Zlekceważyłem jej gest.
-Kim jesteście?- zapytałem drżącym głosem.
-Przecież się już przedstawiła, idioto.- burknęła brunetka.
-Blair, bądź miła! Przepraszam cię za nią.- tu zwróciła się w moją stronę.- Jak już mówiłam, nazywam się Ellie, Ellie Mystic, a to jest Blair Hathway. A ty to zapewne Niall Horan?
Niepewnie skinąłem głową.
-Ale nadal nie wiem, dlaczego się tu znalazłem i czego ode mnie chcecie. I skąd w ogóle wiecie jak się nazywam?- cofnąłem się o krok.
Blondynka zaśmiała się perlistym śmiechem.
-Zaraz się wszystkiego dowiesz, nasi koledzy muszą jeszcze "dotransportować" resztę i wszystko wam wyjaśnimy.
Dzisiejszy dzień spokojnie mogę zaliczyć do najdziwniejszych w moim życiu.
Rose
Ten dzień wcale się tak nie zapowiadał. Koło godziny 24 usłyszałam dzwonek do drzwi, który wcześniej w pewnym sensie przewidziałam. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się wysoki brunet o ciemnej karnacji. Nie powiem, trochę mnie to zdziwiło.
-Słucham?- zapytałam sennym głosem.
-Nie mamy czasu, musisz ze mną iść.- jego słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. 
-Że co proszę?
-Przecież mówię, że nie mamy czasu.- zaczął się denerwować.
-A możesz mi przynajmniej powiedzieć, kim jesteś?
-Zayn Malik, pasuje?
-Nie, nie pasuje. Jakim prawem chcesz mnie wyciągnąć z mojego domu, skoro ja cię nawet nie znam?
-Wystarczy, że ja cię znam.- spojrzał mi w oczy.
-Jakoś za bardzo mnie to nie przekonało.- skrzyżowałam ręce na piersi.- Nigdzie z tobą nie idę.
-Idziesz!
-Nie!
-Założymy się?- spojrzał na mnie złowieszczym wzrokiem.
Nie mam pojęcia, jakim sposobem znalazłam się w jego samochodzie.
-J-jak to się stało?- zapytałam ze strachem.
-Magia.- zaśmiał się.
Mnie jakoś za bardzo nie śmieszyła zaistniała sytuacja. Podsumujmy fakty: zostałam porwana przez jakiegoś zdesperowanego terrorystę, który na dodatek twierdzi, że obcuje z magią. Jadę z nim właśnie czarnym wanem i nie mam pojęcia, gdzie mnie wiezie. Chwila... Wjeżdżamy do jakiegoś lasu. Tsa, duże pocieszenie. Badania wykazują, że ponad połowa nastolatek zostaje zgwałcona właśnie w lesie. Jedynym plusem jest, to, że przynajmniej nie jest to jakiś stary, napalony pedofil. Chociaż kto go tam wie.
-Wychodź.- powiedział, a raczej rozkazał.
-Pff... Mam się pchać do paszczy lwa? Po moim trupie.
-To się da załatwić.- uśmiechnął się, po czym otworzył drzwi i siłą wyciągnął mnie z samochodu.
-Jaki dżentelmen.- prychnęłam sarkastycznie.
Stanęliśmy pod jakimś ogromnym drzewem.
-Czyli to tutaj zamierzasz mnie zgwałcić? Na twoim miejscu wybrałabym jakieś bardziej odosobnione miejsce.
-Co?- spojrzał na mnie jak na idiotkę, po czym dotknął pnia drzewa, mamrocząc coś pod nosem.
Po chwili drzewo tak jakby rozstąpiło się, ukazując wejście do jakiegoś tunelu. Zaniemówiłam.
-Idziesz, czy masz zamiar tak sterczeć z otwartą buzią?- zapytał ze zniecierpliwieniem.
-C-co? J-jak?- jąkałam się.
-Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale chodź już!
Pociągnął mnie do środka. Szliśmy w milczeniu. W sumie to dobrze, bo ja nadal byłam w szoku i nawet nie zdołałabym nic powiedzieć. Nawet nie pamiętam, kiedy znaleźliśmy się pod jakimiś drzwiami.
-Zaraz wszystkie twoje wątpliwości się rozwieją.- powiedział, otwierając drzwi.


Więc wracam z pierwszym rozdziałem, który mam nadzieję, że się spodobał. Trochę krótki, ale chciałam urwać właśnie w takim momencie ;). Prosiłabym o wyrażanie szczerej opinii w komentarzach ;).
Kasia.






czwartek, 20 lutego 2014

Prologue

Moontown. Zwykłe miasteczko, leżące na północ od Londynu. Zero przestępczości, dziwnych i nie wyjaśnionych zjawisk, dni długie, noce krótkie i jasne. Od stuleci nie wydarzyło się tu nic niezwykłego i niepokojącego, aż do tego dnia...
-Mamo, wychodzę!
-Dobrze, tylko wróć wcześnie!
Nie wrócił. Już nigdy. Znaleziono jego ciało w pobliskim lesie, chociaż jego przyjaciele uparcie twierdzili, że trzymali się od niego z daleka. Żadnych ran kłutych, siniaków, czy obrażeń od pistoletu. Nic. Tak, jakby po prostu zasnął...
Valerie 
-...dziś mija 25 rocznica śmierci chłopaka. Bliscy zbierają się nad jego grobem i opłakują straty.
Szybkim ruchem wyłączyłam telewizor.
-Ile razy mają zamiar jeszcze o tym trąbić?!- zdenerwowałam się.- Przecież to się stało 25 lat temu!
-Daj spokój, Val. Przecież to media, muszą znaleźć sobie jakąś sensację.- powiedziała Rose. 
-Ale żeby co roku w kółko gadać o tym samym? To już się robi nudne. Gówno, a nie sensacja.
-Widocznie jesteś w tym osamotniona. Ja uważam, że ta śmierć jest na serio trochę dziwna. Żadnych ran, tak jakby go ktoś zaczarował.
-Nic nadzwyczajnego. Zwykła i normalna śmierć. Pewnie był po prostu chory.
-Ty na prawdę w to wierzysz?- spojrzała na mnie.
Rose
Czasem mam wrażenie, że posiadam jakieś zdolności paranormalne. Czułam, jakby za chwilę coś miało się wydarzyć. Coś, co odmieni moje życie... Dobra, zamknij się, Rose. Znowu cię wezmą za wariatkę i przepiszą leki anty-stresowe. Dziś jest wyjątkowy dzień, masz prawo tak się czuć. 
'Boże, kto normalny o tej porze dzwoni do drzwi?' Chwila, moment... Przecież nikt nie dzwonił, idiotko! Znowu mam jakieś omamy. Dosłownie sekundę po tym usłyszałam dzwonek do drzwi. 'Dobra... To było dziwne...' Będąc w lekkim szoku, poszłam otworzyć. 
Gdybym wtedy wiedziała, w życiu bym nie otworzyła... 



No więc tak, chciałbym was serdecznie powitać na moim nowym blogu. Mam nadzieję, że prolog się spodobał ;).
Tak więc:
Przedstawienie czas zacząć!