poniedziałek, 2 czerwca 2014

Ważna informacja!

JEST TO BARDZO WAŻNA INFORMACJA, DLATEGO PROSZĘ NIE LEKCEWAŻ JEJ I PRZECZYTAJ JĄ DO KOŃCA!

Po pierwsze chciałabym wyjaśnić tak długie nie pojawienie się rozdziału. Mianowicie na samym początku maja przyjmowałam u mnie w domu dziewczynę z wymiany, więc nie miałam styczności z bloggerem. Później mieliśmy bardzo popularny okres w szkole znany pod hasłem: "nauka, książki, sprawdziany, kartkówki". Ponadto niedawno wróciłam z Londynu, w którym byłam tydzień.
Puki co rozdział także się nie pojawi, nawet nie jest zaczęty. Od jutra zaczynają nam się testy semestralne, które będą trwały 3 dni. Po nich będę miała kolejną wymianę, która zakończy się 11 czerwca. Tego samego dnia wyjeżdżam na 3-dniową wycieczkę do Zakopanego, więc można powiedzieć, że będę miała spokój dopiero 14 czerwca, o ile znowu nie wyskoczą nam jakieś sprawdziany, czy kartkówki.
Drugą rzeczą, o której chciałam wspomnieć jest to, że tymczasowo brak mi weny na pisanie rozdziałów. Myślałam nawet nad zawieszeniem bloga, ale będę się jeszcze nad tym zastanawiać.
Do następnego!
Kasia.


sobota, 19 kwietnia 2014

Chapter 5 Samotna

"Bonum ex malo non fit."

Niall
Dziewczyna zaczęła się przerażająco wyginać. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Wszyscy zebrali się wokół niej, a ja stałem tam jak słup soli i nie mogłem się ruszyć. Targały mną różne emocje: na przemian strach, zdziwienie i coś, czego nie mogłem zrozumieć: ból wewnętrzny. Nie rozumiem, dlaczego czuję się tak, jakby ktoś wyrwał mi ze środka wszystkie wnętrzności, pozostawiając jedynie wielką pustkę. Upadłem.

-Niall! Niall!- usłyszałem desperackie krzyki.
Powoli otworzyłem oczy, ale od razu tego pożałowałem, bo przeszył mnie przerażający ból.
-Niall, wszystko w porządku?
Nadal leżałem nieruchomo.
-Niall, odezwij się.
W końcu odważyłem się otworzyć oczy po raz kolejny. Tym razem nie czułem już takiego bólu, ale sztuczny blask bijący z lamp spowodował, że dostałem zawrotów głowy.
-Wyłączcie światło!- rozkazała Ellie.
Po chwili pomieszczenie zatonęło w mroku, a jedynym źródłem światła była malutka lampeczka na końcu sali.
-Niall, słyszysz mnie?- zapytała ponownie kobieta.
-Tak...- szepnąłem.
Nagle ocknąłem się. 'Gdzie jest Valerie?!'
-Valerie?- zdziwiła się Blair.- Jest tutaj.- wskazała ruchem ręki na dziewczynę stojącą w rogu.
-Dlaczego o nią "pytałeś"?
-Jak to dlaczego? Przecież jeszcze chwilę temu przeraźliwie się wyginała, tak jakby coś ją opętało. Czemu teraz stoi sobie spokojnie jak gdyby nigdy nic?
-Niall, dobrze się czujesz?- poczułem na ramieniu dłoń Ellie.- Valerie nic się nie stało, nie wyginała się, nic jej nie opętało. Wszystko z nią w porządku.
-Ale jak to? Przecież widziałem na własne oczy, że ewidentnie coś się działo.- upierałem się.
-Musiało ci się coś przewidzieć.- odparł ze stoickim spokojem Liam.
-Nic mi się nie przewidziało!- krzyknąłem.- Dobrze wiem, co widziałem.
-Niall, uspokój się.- powiedział Zayn.
-Przecież jestem spokojny!
Spojrzałem na drobną blondynkę, która przypatrywała mi się ze strachem. Może oni mają rację? Może na prawdę mi się coś przewidziało? Ale w takim razie skąd te przewidzenia?
-Usiądź sobie, zaraz ci przyniosę trochę wody, napijesz się i dokładnie opowiesz mi co widziałeś, ok?- zabrała głos Ellie.
-Dobrze.- westchnąłem.
Po chwili w dłoniach trzymałem już szklankę wody. Wyrocznia usiadła naprzeciwko mnie i spojrzała mi w oczy. 'Wydaje jej się, że coś z nich wyczyta? Niedoczekanie.'
-Niall, próbuje dowiedzieć się co zaszło w tym twoim mózgu, że zaatakowały cię takie przewidzenia.- wyjaśniła spokojnie.
'Szlag by to trafił! Zapomniałem, że ona mi czyta w myślach.'
-Wszyscy czytamy.- odchrząknęła Blair.
Spojrzałem na nią rozdrażnionym wzrokiem, na co ta tylko się zaśmiała.
-Opowiadaj.- rozkazał Thomas.
-Po co?- prychnąłem.- Przecież i tak już wszystko wiecie.
-My tak, ale ona nie.- powiedział Zayn.
Dokładnie wiedziałem o kogo mu chodziło. Odstawiłem nietkniętą szklankę na podłogę i zabrałem głos.
-Wszyscy staliśmy spokojnie, nic się nie działo. Nagle Val zaczęła się niespokojnie poruszać. Zaczęła się wyginać we wszystkie strony, krzycząc. Wyglądało to tak, jakby szatan w nią wstąpił i to dosłownie. Wszyscy do niej podbiegliście, a ja stałem nieruchomo. Czułem jak coś rozsadza mnie od środka, zostawiając za sobą jedynie pustkę. Po chwili upadłem i cała scena skończyła się.
Po skończeniu, Zayn natychmiast poderwał się z miejsca i znalazł się koło Val.
-Mówiłaś, że byłaś w jakiś katakumbach i spotkałaś Morta, tak?- zapytał dziewczyny.
Kiwnęła twierdząco głową.
-Czy zrobił ci coś?
Zaprzeczyła.
-O czym rozmawialiście?
Spojrzała na niego jak na idiotę i pokazała ręką usta. Natychmiast w jej rękach pojawiła się kartka i długopis. Blondynka zaczęła pisać, a my czekaliśmy w napięciu.
Odłożyła długopis i odwróciła kartkę w naszą stronę. Ledwie zdążyłem przeczytać pierwsze kilka liter, kiedy poczułem mocne uderzenie i wylądowałem na ścianie. Czułem, jak kałuża krwi robiła się wokół mnie coraz większa.
Usłyszałem głos w głowie, który z pewnością nie należał do mnie:

"Musisz ją chronić."

Rose
Otworzyłam oczy. Wokół mnie panowała ciemność. W sumie, to nawet dobrze, bo na nic innego nie miałam ochoty. Liczyły się tylko te 3 okropne słowa: Niewolno zabijać, Rose.
O co w tym chodzi? Dlaczego powiedział je akurat mi? Przecież ja nikogo w życiu nie zabiłam. Nie jestem potworem, ani psychopatą. "Jesteś tego taka pewna?" "Tak, jestem! Dlaczego myślisz inaczej?" "Nie myślę. Jestem twoim głosem podświadomości, muszę myśleć rozsądnie i rozważać wszystkie możliwości, taka juz moja praca." "To może cię zwolnię?" "Tylko spróbuj!"
'Dobra, koniec! Nie będę się już tym przejmować! Pomyliło mu się i tyle, albo chciał mnie wystraszyć. Raczej stawiam na to drugie, w końcu to zły charakter. Teraz muszę się skupić tylko i wyłącznie na wydostaniu się stąd. Ja tu niedługo zwariuję!'
Podniosłam się i wyruszyłam na poszukiwanie włącznika światła.
"Głupia jesteś? Ten teatr powstał wieki temu, nie wydaje mi się, żeby była wtedy elektryczność." "Mam to gdzieś, może znajdę przynajmniej jakąś świecę."
Znalazłam. Teraz pozostaje tylko pytanie jak ją odpalić?
"Powodzenia w znalezieniu zapałek." "Zamknij się!"
Chwila... To nie świeca, tylko lampa naftowa. 
"Jak odpalić lampę naftową?" "Przecież miałam się zamknąć."
Prychnęłam w duchu. Jak nikt jej nie prosi, to się odzywa, ale jak już jej człowiek potrzebuje, to nagle udaje wielce obrażoną.
'Boże, co się z tobą dzieje, Rose? Nie dość, że kłócisz się z podświadomością, to teraz jeszcze się na nią wściekasz. Ty na serio potrzebujesz dobrego psychiatry.'
Trzask? Co do...  O cholera! Drzwi! Otworzyły się!
Nie patrząc na to, co robię, czym prędzej pobiegłam w stronę wyjścia. Opuściłam garderobę i pobiegłam przed siebie. Omijałam przeróżne sale i długie korytarze, aż w końcu dotarłam do miejsca, do którego nogi same mnie poniosły- ogromnej sceny. Zaparło mi dech w piersiach.
-Piękne, prawda?- usłyszałam głos za plecami.
-O tak...- zachwycałam się.- Chwila!
Gwałtownie się odwróciłam i wylądowałam na jakimś chłopaku.
-Przepraszam, to moja wina.- zaśmiał się.
W mgnieniu oka podniosłam się i stanęłam w bezpiecznej odległości od nieznajomego.
-Kim jesteś?- zapytałam.
-Och! Gdzież moje maniery! Na imię mi Damon. (jeśli ktoś nie pamięta, odsyłam do zakładki characters :D).- ukłonił się.- A ty zapewne jesteś Rosemarie, jak mniemam.
-Rose.- poprawiłam go.- Zresztą skąd to wiesz?
-Kochanie, ja wiem praktycznie wszystko.
-Dlaczego mówisz do mnie "kochanie"?
-Bo to przyjemne, nie uważasz?
-No jakoś nie bardzo.- sprostowałam.- Nigdy nie byłam fanką ckliwych historii miłosnych, gdzie dwoje zakochanych co chwila obdarza się przezwiskami "kochanie", "koteczku", "złotko", "misiu".
-Hmmm... Coraz bardziej zaczynasz mi się podobać. Kompletnie bezuczuciowa, zupełnie jak ja.
-Słucham? Nie jestem bezuczuciowa, wypraszam sobie.
-Przepraszam najmocniej.- zaśmiał się.- Nie wiedziałem, że jesteś taka drażliwa.
-A jak ty się w ogóle tu znalazłeś?
-Magia.- przedrzeźniał mnie.- Chyba coś już o tym wiesz, mam rację?
-Nie...- zaprzeczyłam.- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
-Kłamać to ty nie umiesz, złotko.- drażnił się ze mną.- Rozumiem, że Ellie ci jeszcze o nas nie powiedziała?
-O jakich NAS?
-O mnie i o Stefano. Jesteśmy braćmi, wampirami.
-Wampi co?!- krzyknęłam.
-Spokojnie, ochłoń trochę, bo zaraz wybuchniesz.
-Twoje żarty są beznadziejne.- powiedziałam niemiło.
-Nie oczekuję, aby były inne, w końcu pochodzę z innej epoki.
-Możesz jaśniej?
-O, nagle cię zaintrygowałem?- zapytał z głupawym uśmieszkiem.
-Tego nie powiedziałam. Na prawdę jesteś wampirem?
-Śmiesz wątpić?- oburzył się, po czym ukazał swoje śnieżnobiałe kły.
Cofnęłam się o krok.
-Nie martw się, nic ci nie zrobię.- schował zęby.
-Wierzę, ale wolę dmuchać na zimne niż się sparzyć.
-Zawsze jesteś taka ostrożna i uważna?
-Przeważnie. Masz z tym jakiś problem?- odpowiedziałam beznamiętnie.
-Ja? Nie, oczywiście, że nie. To ta twoja wielka rozwaga blokuje ci przypływ emocji?
-Po raz kolejny powtarzam ci, że nie jestem żadną bez emocjonalną  suką!
-A czy ja coś takiego powiedziałem? No cóż, widzę, że moja obecność tylko wyprowadza cię z równowagi, więc ja już cię opuszczam, ale nie martw się: spotkamy się jeszcze nie raz.
-Po prostu skaczę ze szczęścia.- mruknęłam sarkastycznie.
-Do zobaczenia królowo śniegu!- pożegnał się i już go nie było.
'Wredny palant.'
Nagle usłyszałam dźwięki organ. Co tu robią organy i kto na nich gra? Popatrzyłam na górę i to, co zobaczyłam wstrząsnęło mną: one same grały! Na dodatek na scenie pojawiły się jakieś marionetki, a ja z niewiadomej przyczyny stałam tam ubrana w długą suknię i wymalowana jak jakiś plastik. Co się tu dzieje?


Jej, ten rozdział udało mi się wyjątkowo szybko napisać, ale to też pewnie dlatego, że jest krótszy niż pozostałe. Mam nadzieję, że się Wam spodoba, bo właśnie od niego akcja zacznie nabierać tempa xD.
Ilość komentarzy wpływa na szybkość pojawienia się kolejnego rozdziału, więc komentujcie :).
Oczywiście przypominam o zakładce "Pytania do bohaterów ;).







sobota, 5 kwietnia 2014

Chapter 4 W szponach ciemności

"Vivere militare est"

Rose
"Uciekaj jak najdalej." "Niby gdzie mam uciekać? Ona stoi tuż przy drzwiach!" "Nie wiem, ale uciekaj!"
-Nie musisz się mnie bać.- powiedziała z uśmiechem.
Nadal nie wypowiedziałam ani słowa.
-Zamierzasz w końcu się odezwać?
-Kim jesteś?- cicho zapytałam.
-Kimś, kogo na pewno nie musisz się obawiać. Jestem tu, aby ci pomóc.
-Nie rozumiem.
-Dotykając stroju, na chwilę przeniosłaś się w inną rzeczywistość, w której przebywam. Jednocześnie wezwałaś mnie.
-Nic takiego nie planowałam.
-Nie musiałaś.- uśmiechnęła się.- Po prostu potrzebowałaś pomocy.
-Skąd taki pomysł?
-Może stąd, że stoisz tu nadal nie wiedząc, co masz zrobić i gdzie się udać.- zaśmiała się.
-Po prostu jestem zszokowana twoją obecnością.
-A od kiedy my jesteśmy na "ty"?
-Przepraszam, nie powinnam była.- spuściłam głowę.
-No ty sobie chyba jaja robisz! Żartowałam, nie mam ochoty słuchać, jak mnie postarzasz mówiąc do mnie per "pani". Mów mi Megan.
-Dobrze, w takim razie Megan, mogę cię o coś zapytać?
-Tak, oczywiście, pytaj śmiało, jestem do twojej dyspozycji.
-Jesteś jakąś czarownicą, czy coś w tym rodzaju?
Po niewielkim pomieszczeniu rozległ się jej perlisty śmiech.
-Nie, nie jestem czarownicą, raczej "coś w tym rodzaju", ale byłaś blisko. Jestem wiedźmą.
-A czy to jakaś różnica?- nie do końca załapałam.
-Owszem, jest różnica i to nawet duża. Czarownice używają swoich czarów poprzez wypowiedzenie zaklęcia i pokierowanie magii w odpowiednie miejsce, a my wiedźmy potrzebujemy do tego specjalnych ziół i eliksirów.
-Zawsze myślałam, że wiedźma jest stara, pomarszczona i zła.
-A skąd pewność, że ja taka nie jestem?- spojrzała na mnie z rozbawieniem w oczach.
-Bo chcesz mi pomóc.
-No i? Robert też chce wam pomóc, chociaż jest waszym wrogiem.
-Robert?- zapytałam.
-Nie ważne.
-W każdym razie na pewno nie jesteś stara i pomarszczona.- zauważyłam.
-A skąd wiesz, czy może przypadkiem nie zażyłam jakiegoś eliksiru odmładzającego?
-A zażyłaś?- zapytałam.
Dobrze wiedziałam, że to pytanie ją zgasi i rzeczywiście tak było.
-A co, jeśli odpowiem "tak"?
-Wtedy całkowicie przestanę ci ufać.
-Czyli ufasz mi?
-Jak na razie.- zawahałam się.
Kobieta podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
-Yyyy... Co ty robisz?- zapytałam zdezorientowana.
-Przepraszam, poniosło mnie.- odsunęła się.- Po prostu od wieków jeszcze nikt mi nie zaufał. Każdy obrał sobie za stereotyp wiedźmy starą i złą kobietę w czarnym płaszczu, przez co uważają, że wszystkie wiedźmy są takie, ale to nieprawda.
-Czyli przyznajesz, że jesteś młoda i dobra?- uśmiechnęłam się.
-Dobra, niech ci będzie...- odwzajemniła mój gest.
-W takim razie jaką pomoc masz zamiar mi ofiarować?- zapytałam.
-Co ty myślisz, że to jakiś koncert życzeń? Przecież nie mogę ci już od razu wszystkiego powiedzieć, ja cię jedynie nakieruję.
Już miałam otworzyć usta, ale usłyszałam dziwne syczenie, dobiegające zza sterty ubrań. Po chwili wypełznął z niego niewielki, zielony wąż. Automatycznie odskoczyłam do tyłu, przez co wywołałam śmiech Megan.
-Co cię tak bawi?- zapytałam przerażona.
-Węże to najlepsze, co was spotka podczas waszej misji. Zresztą nie musisz się obawiać Scintilla, nie jest agresywny.
-Scintilla?
-To jego imię. Sama go tak nazwałam. Oznacza iskrę.
-Zaraz... To jest twój zwierzak?
W odpowiedzi usłyszałam syk węża i oburzony wzrok Megan.
-Żaden zwierzak! To mój najlepszy przyjaciel! Nie masz prawa tak go nazywać!
-Dobrze, przepraszam... Czyli, że wy jesteście zaprzyjaźnieni?
-Tak.- odpowiedziała dumna, po czym wystawiła rękę w stronę gada.
Zwierzę zwinnie wspięło się po jej ramieniu, po czym wpełzło do jej ust. Pisnęłam.
-Co to było?- zapytałam drżącym głosem.
-Ale o co ci chodzi?
-Jak to o co mi chodzi?! Ty go połknęłaś żywcem!
-Coś widzę, że o fantastycznym świecie nie wiesz nic, Rose.- zaśmiała się.- Wcale go nie połknęłam. To jest po prostu jego schronienie.
-Skoro tak, to gdzie on teraz jest?
-We mnie. Wychodzi kiedy chce, albo przez usta, albo się teleportuje.
-To znaczy, że on też ma magiczną moc?
-Rose, wszystkie istoty pozaziemskie ją mają. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że nie jest normalnym wężem. Popatrz choćby na jego skórę, czy oczy.
To dało mi sporo do myślenia.
-Już wiem!- krzyknęłam.- Wiem, jak możemy przenieść się w czasie!
-Jej, nie sądziłam, że tak szybko na to wpadniesz, jestem pod wrażeniem.- uśmiechnęła się.- Na tym moja rola się kończy, żegnaj Rose.
-Stój! Nie wiem nawet...- krzyknęłam, ale już jej nie było.
Pięknie, zostałam sama i nadal nie wiem, jak mam odnaleźć resztę. No cóż, trzeba samemu dać sobie radę. "Może najpierw wyszłabyś z garderoby?" "Zamknij się!" "O co ci chodzi? Chcę tylko pomóc." "Ostatnio kurwa wszyscy chcą pomagać i jakoś im to za bardzo nie wychodzi!" "Dobra, już się nie odzywam."
Jednak pomimo tej "kłótni" posłuchałam głosu podświadomości i ruszyłam w stronę drzwi. Nacisnęłam na klamkę, ale drzwi się nie ruszyły. 'Tylko mi nie mówcie, że się zacięły...' Ponownie pociągnęłam za uchwyt, ale nic się nie zdarzyło.
Westchnąwszy, z rezygnacją osunęłam się po ścianie i wylądowałam na starej, skrzypiącej, drewnianej podłodze. 'Co robić, co robić?' Oparłam głowę o ścianę i dumałam jak mogę się stąd wydostać. Niestety mój mózg był na tyle zmęczony, że nie potrafił normalnie funkcjonować. "W takim razie idź spać." "Słucham? Nie mam zamiaru iść spać, jeszcze mnie coś pożre." "Jeżeli miałoby to zrobić, to pożarłoby cię nawet, jakbyś nie spała, więc niczym nie ryzykujesz." "Ale pocieszenie."
Normalnie nie przystałabym na tą propozycję, ale w tej chwili moje powieki same opadały i nie mogłam nic z tym zrobić, więc oddałam się snu.
***
Obudziłam się na kolorowej polanie, przesiąkniętej cudownym zapachem kwiatów. Powoli przetarłam oczy i tym razem ukazał mi się ciemny las. 'O co chodzi?' Podniosłam się z ziemi i ruszyłam w stronę większego cienia. Dlaczego? Sama nie wiem. Coś kazało mi tak zrobić. Ja jestem tu zwykłą marionetką, którą po skończeniu przedstawienia można schować do starego worka i nie wyciągać dopóty nie zacznie się kolejny spektakl. Jej, prawie zacytowałam Szekspira. Dotarłam do centrum i zatrzymałam się pod starym dębem. Nagle ni stąd ni z owąt las przeszyły promienie słoneczne, które skierowały się w moją stronę. 'Co to jakieś przesłuchanie?' 
-Jak miło, że w końcu zechciałaś mnie odwiedzić, Rosemarie.- usłyszałam głos.
-Kto to?- zapytałam, rozglądając się.
-Och, już niedługo się dowiesz. 
-Czego ode mnie chcesz?
-Powinnaś się już domyślić. No już, Rose wskakuj do worka, jedziemy prezentować następne przedstawienie.- roześmiał się.
-Słucham?
-Twoje myśli na temat marionetek nie są znikome, to moje twory. Jesteś mi potrzebna i niedługo będziesz musiała odegrać swoją rolę. Tylko, że nie w waszym przedstawieniu, a w moim.- ponownie usłyszałam jego przerażający śmiech. 
-O czym ty mówisz?
-O tym, że nie wolno zabijać, Rose.
Z powrotem znalazłam się na polanie, ale wcale mnie to nie uspokoiło. Po mojej głowie wciąż chodziło jedno zdanie:


"Nie wolno zabijać, Rose."
***
Valerie
Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na zdziwione twarze Ellie i Zayna, przestraszone Nialla, Louisa i Harrego oraz rozbawione Blair i Thomasa.
-No co?- zapytałam.- Nie macie się już na co gapić? Nigdy nie widzieliście człowieka, który nagle pojawił się na podłodze?
-U stóp Thomasa.- dokończyła ze śmiechem Blair.
-To akurat nie była moja decyzja.- sprostowałam.- Mógł mnie przenieść w dowolne miejsce, ale idiota wybrał akurat to.
-Valerie, o czym ty mówisz?- zaniepokoiła się Ellie.
-Ja? O niczym.- podniosłam się z podłogi.
-Przecież nie mogłaś o tak po prostu pojawić się tu, bo nie masz nawet żadnej mocy magicznej.- zauważył Zayn.
W tej chwili bardzo chciałam im o wszystkim powiedzieć, o tym, co zaszło w katakumbach, ale nie mogłam. Coś mi na to nie pozwalało. Tak, jakby mnie coś blokowało nie z mojej woli.
-To do tego były mu potrzebne moje włosy i krew...- szepnęłam.
-Valerie, gadaj natychmiast co się stało!- krzyknęła Blair.
-A-ale ja nie mogę... Bardzo chcę wam powiedzieć, ale coś mnie blokuje.
Czarownica podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu.
-A teraz?- zapytała.
-Też nie.
-Ellie, ją blokuje jakaś czarna magia. Val, o co chodzi z tą krwią i włosami?
Otworzyłam usta, ale nie wyszedł z nich żaden dźwięk. Spróbowałam ponownie, ale taki sam rezultat. 'O cholera, straciłam głos.'
-Co?! Ale jak to?- zdenerwował się Thomas.
-Dlaczego ja nie słyszę jej myśli?- włączył się Zayn.- Wy słyszycie?
-Nie.- odpowiedziała Ellie, a Blair i Thomas zgodnie pokiwali głowami.
-Czyżbyś nauczyła się kontrolować swoje myśli?- zapytała podejrzliwie Blair.
Spojrzałam na resztę. Czekali na moją odpowiedź w napięciu, a Thomas wstrzymał oddech.
Pokiwałam przecząco głową. 'Przecież nawet nic nie zrobiłam.' 
Nagle usłyszałam donośny śmiech. 'Czyli już wiem, kto, a raczej co za tym stoi.'
-Co ty jej zrobiłeś?- zapytała Ellie.
-Ja? Och nic.- zaśmiał się Mors.
-Doprawdy?- włączyła się Blair.- W takim razie dlaczego Valerie straciła głos i nawet nie możemy odczytać jej myśli?
-To jest już wyłącznie jej wina.
-No jakoś ci nie wierzę.- założyła ręce na piersi.
-Za dużo mówi, więc ma nauczkę.
-A myśli?- wtrącił Thomas.
-To jest kara dla wszystkich. Valerie wie, gdzie jest Rose, ale skoro nie może mówić i nie odczytacie jej myśli to wy się nie dowiecie.
-Przecież może nas poprowadzić.- nagle odezwał się Niall.
-Nie, bo sama nie wie, gdzie to jest.- do moich uszu po raz kolejny dobiegł złowieszczy śmiech Morsa.
Zniknął.
-Nie martw się, Val. Znajdziemy sposób, aby przywrócić ci głos.- pocieszała mnie Ellie.
Westchnęłam.
-Na prawdę wiesz, gdzie jest Rose?- zapytał Zayn.
Pokiwałam twierdząco głową.
-A możesz nam to jakoś pokazać?- odezwał się Louis.
'W sumie to nie taki zły pomysł.' Zaczęłam wymachiwać rękami, starając się przedstawić rekwizyty lub kostiumy.
-Jest w ulu i odpędza się od pszczół?- zapytał Niall.
Palnęłam się z otwartej ręki w czoło. 'Serio?'
-Niall, już niczego lepszego nie mogłeś wymyślić?- zakpił Thomas.
-Słuchaj, ja przynajmniej się staram, nie to co ty.
-Że co proszę?! Uważasz, że się nie staram? Jak ci zaraz...
-Chłopcy, nie kłóćcie się!- krzyknęła Ellie.
Nagle wpadłam na genialny pomysł. Zaczęłam pokazywać na swoje ubranie i udawać, że to przebrania.
-Jest w garderobie?- zapytała Blair.
Pokazałam ruchem ręki, że jest bardzo blisko.
-Rekwizytornia?- zgadła Ellie.
Klasnęłam w dłonie i z entuzjazmem pokiwałam głową.
-Tylko teraz zostaje pytanie, jak tam dojść.- westchnął Zayn.
-Chyba wiem, gdzie to jest...- zawahał się Harry.
Spojrzeliśmy na niego z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy, a on automatycznie zbladł.
-C-coś się stało?- zapytał słabym głosem.
-A skąd ty to wiesz?
-Bo kiedyś moja babcia opowiadała mi o tym teatrze.Pamiętam, jak opisywała całą scenę, salę, w której rozgrywały się przedstawienia, wszystkie korytarze i zakamarki, ale nie wiem dlaczego zawsze najbardziej skupiała się na rekwizytorni. Wiem, że to zabrzmi dziwnie i absurdalnie, ale czuję jakby specjalnie mi tyle o tym pomieszczeniu opowiadała, jakby wiedziała, że będę potrzebował tych informacji. I nie chodzi o samo znalezienie Rose, lecz o to, że zwykła rekwizytornia na prawdę może nam pomóc.
Mówił jak w transie, jak zaczarowany. Może to rzeczywiście ma sens? Nie, to nie możliwe, to zwykły zbieg okoliczności, ale przecież ten teatr przestał istnieć wieki temu, więc jakim cudem jego babcia wiedziała o nim aż tyle? Czyżby było to przekazywane z pokolenia na pokolenie?
-Co jeszcze ci opowiadała, Harry?- zapytała Ellie.
-O drzwiach...- zrobił przerwę, jakby nad czymś rozmyślał.- Ale to nie istotne.
-Wszystko jest istotne w tej chwili.
-Opowiadała, że raz są, a raz ich nie ma. Gdy czarna magia przeważa białą, wtedy znikają. Pojawiają się tylko wtedy, gdy jest harmonia pomiędzy dobrem a złem.
-Chodzi o coś takiego jak Ying-yang? O równowagę dobra i zła?- włączył się Louis.
-Nie do końca... Ying-yang to symbol antychrześcijański, więc nie sądzę, by o to chodziło.- odezwał się Liam.
-Więc o co?- dopytywała się Blair.
Nagle mnie olśniło. Teraz wszystko wydawało się bardziej sensowne. Czułam, jakbym dodała kilka puzzli do tej całej pomieszanej układanki. Zaczęłam machać rękami, aby zwrócić na siebie uwagę. Podziałało. Wszystkie twarze zostały zwrócone w moją stronę. Pokazałam ruchami rąk Blair, aby wyczarowała mi kartkę i długopis. Już po chwili w ręce znajdowały się potrzebne materiały. Zaczęłam pisać:

Wydaje mi się, że babci Harrego chodziło o to, że jeżeli jest przewaga dobra nad złem to drzwi się nie pokazują, aby nie stracić swojej energii. Myślę, że one mają w sobie magię. Zaś, gdy dobro w miarę panuje nad siłami zła, nie czują się one zagrożone i pojawiają się. Jestem pewna, że są do drzwi od rekwizytorni, w której znajduje się Rose. Skoro musieliśmy się zebrać, aby pokonać ciemną stronę, znaczy że równowaga pomiędzy dobrem, a złem została zachwiana, co oznacza, że prawdopodobnie Rose jest tam uwięziona. Nie wiem jak, ale musimy ją uratować.

W końcu skończyłam pisać i pokazałam kartkę pozostałym. Uważnie czytali moje zapiski, a po skończeniu spojrzeli ze strachem na moją osobę. 'Muszę odnaleźć moją przyjaciółkę'.


Hej, bardzo Was przepraszam za brak wpisów w ostatnim czasie. Jest mi na serio z tego powodu przykro i głupio. Jakoś nie miałam weny i nie mogłam zebrać myśli, więc pisanie tego rozdziału przeciągało się w nieskończoność. Szczerze powiedziawszy, nie wiem czy aż tak dobrze mi wyszedł :/.
Jeżeli się Wam spodobał, zostawcie choć mały komentarz, abym wiedziała, czy mam kontynuować bloga.
Do następnego!













czwartek, 13 marca 2014

Chapter 3 Początek, czy koniec?

"Tota vita discendum est mori"

Rose
"Siedź cicho, idiotko!" "Wszyscy mają cię za wariatkę!"
Ocknęłam się. Pozostali patrzyli na mnie zatroskanym wzrokiem.
-Coś się stało?- zapytałam niepewnie.
-Chyba raczej ty powinnaś nam na to odpowiedzieć.- usłyszałam głos Zayna.
-Rose, wszystko w porządku?- zaniepokoiła się Ellie.
-W jak najlepszym. A dlaczego pytasz?
-Przecież przed chwilą pytałaś się nas o to samo.- zauważył Louis.
-Na prawdę? Szczerze to jakoś nie pamiętam.
Val i Ellie spojrzały na mnie z wyczuwalnym niepokojem, a reszta wymieniała się dziwnymi spojrzeniami.
"Głupia dziewczyno! Nie pasujesz tu, powinnaś teraz siedzieć w psychiatryku!"
-Rose, uspokój się.- poczułam na swoim ramieniu dłoń Liama.
Jak na zawołanie cały głos podświadomości zniknął tak szybko jak się pojawił. Nie czułam nic oprócz błogiego spokoju, radości i ukojenia. Zupełnie jakbym była na haju.
-Liam, nie powinieneś...- zaczęła nie spokojnie Ellie.
-A masz jakiś inny pomysł?
-Ja mam, powinniśmy dać sobie z nią spokój i rozpocząć poszukiwania. W końcu cały czas stoimy w jednym miejscu.- prychnęła Blair.
-Przecież dzięki Rose mamy już pierwszą wskazówkę.- powiedziała Val.
-I myślisz, że całe zadanie wykonane? Że świat jest już bezpieczny?-zakpiła.
-Nie, ale przecież nie możemy jej tak zostawić, trzeba jej pomóc.- zawzięcie broniła mnie przyjaciółka.
-Najlepiej będzie, jak zafundujemy jej pobyt w psychiatryku.
-Że co proszę?!- wkurzyła się Val.- Nie masz prawa mówić czegoś takiego o mojej przyjaciółce!
-Ona ma rację, Blair. Skoro jest jedną z wybranych, to musi być razem z nami. Jesteśmy zespołem.- próbowała złagodzić sytuację Ellie.- Może to właśnie jest jej dar?
-Coś mało przydatny.- prychnęła.
-Najlepiej zamknij już tą swoją jadaczkę i...- zacisnęła pięści Val.
-Valerie, przestań!- krzyknęłam.- Blair ma rację, nie powinno mnie tu być, tylko wam zawadzam.
-Nie prawda.- odparł stanowczo Zayn.
-Ale...
-Siedzimy w tym wszyscy, więc nie myśl, że uda ci się teraz zwiać do jakiegoś psychiatryka!- zdenerwował się... Louis, tak chyba tak miał na imię.
-Słucham? Na prawdę wydaje ci się, że jestem takim tchórzem? Jesteś jakimś cholernym idiotą, jeśli tak myślisz, bo mogę założyć się, że to ty pierwszy się złamiesz.
-Zakład przyjęty.- uśmiechnął się chytrze.- Jeśli wygram, będziesz musiała przez cały dzień robić to, co zechcę. Chociaż jestem pewien, że prędzej, czy później zrobisz to z własnej woli.
-Żebyś się nie przeliczył.- prychnęłam.- Widzę, że ktoś tu ma bardzo duże ego, ale to nawet lepiej. Im wyższa samoocena, tym boleśniejszy będzie jej upadek.
-Muszę cię zmartwić. Przez lata kształtowałem swoją pewność siebie, więc teraz nikt, nawet ty nie zdoła jej nawet zachwiać.
-Może i była kształtowana przez lata, ale zniszczona może zostać w sekundę.
Dopiero teraz zorientowałam się, że byliśmy sami. A oni co, wyparowali, czy jak? Nagle usłyszałam dźwięk swojej komórki. Byłam pewna, że nie brałam jej ze sobą, więc jak się tu znalazła? Po chwili namysłu, odebrałam połączenie.
-Halo?
-Skończyliście już?- usłyszałam w słuchawce głos Val.
-O czym ty mówisz?
-Hmmm... Może o niejakiej Rosemarie Esmeraldzie Dynamite i Louisie Tomlinsonie?
-Dobrze wiesz, że nienawidzę, jak mówisz do mnie pełnym imieniem.
-Oj, wiem doskonale.- mogłam się założyć, że w tej chwili na jej twarz wpełzł głupawy uśmieszek. Jak ja jej czasami nie znoszę!
 -A tak w ogóle, to czego zwialiście z pokoju?
-Pewnie dlatego, że nie mieliśmy ochoty słuchać, jak skaczecie sobie nawzajem do gardeł.
-Możecie już przyjść, więcej się słowem do niego nie odezwę.
-Aha, trzymam cię za słowo.- mruknęła, po czym się rozłączyła.
Dosłownie po kilkunastu sekundach cała "załoga" z powrotem znalazła się w tym samym pomieszczeniu, co my.
-Kiedy zaczynamy?- zapytałam.
-Najlepiej od razu.- odpowiedział Liam.
-Musimy wziąć pod uwagę ten tajemniczy głos, który kazał nam cofnąć się wstecz.
-To był ten sam, który nawiedził mnie w mojej wizji. Dlaczego on nam pomaga?- wtrąciła Val.
-Bo najwyraźniej szykuje się krwawa bitwa. On nie chce mieć słabych przeciwników. Jest pewny swojego zwycięstwa, aż za bardzo. W tej grze to my jesteśmy pionkami, a on ma doskonałą zabawę, sterując nami. Obserwuje każdy nasz ruch, chociaż my go nie widzimy.- powiedziała Ellie.
-Ale kto to jest? I skąd tyle o nim wiesz?
-Bo znam go od samego początku. Jestem dużo starsza od was i od niego. Pamiętam go już za czasów kołyski.
-To ile ty masz lat?- zapytał Harry.
-Nikt tego nie wie.
-Nie wiesz, ile masz lat?
-A ty wiesz, kiedy powstał świat?
-No nie...
-No właśnie. Istnieję od początku świata. Byłam pierwszą istotą na Ziemi. Mieszkałam razem z Adamem i Ewą w Raju, dopóki ich nie wygnano. Ja zostałam, ale i tak później przepowiednia co do mnie wypełniła się. Musiałam opuścić Raj i udać się na Ziemię, aby uchronić świat przed złem. Byłam świadoma przepowiedni i was, widziałam kim jesteście, jak wyglądacie, chociaż pojawiliście się dopiero po tysiącach lat.
Zamurowało mnie. Dosłownie stałam tam i nie mogłam się ruszyć. Jakby mnie coś trzymało i nie chciało puścić. Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
-No mów, Rose. Dobrze wiem, co chcesz powiedzieć, ale inni też powinni to usłyszeć.- uśmiechnęła się do mnie.
-Skąd ty... Dobra, nieważne już wiem.
Nadal nie mogę się przyzwyczaić do tego, że Ellie, Blair, Zayn, Liam, Thomas i inne pozaziemskie istoty potrafią nam, czyli ludziom czytać w myślach. Jeżeli Ellie mówiła prawdę, to muszę się nauczyć blokować swoje myśli.
-Powodzenia.- mruknął Thomas.
Zlekceważyłam go i zaczęłam mówić.
-Chodzi o to, że skoro Blair jest czarownicą, Zayn czarodziejem, a Ellie zna cały świat od samego początku, to jest szansa na to, żebyśmy mogli dostać się do czasów powstania teatru. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że musimy teraz pójść do niego.
-Po co?- zapytała Blair.- Przecież to już ruina.
-Ale jestem pewna, że coś tam jest. Coś, co pomoże nam w przeniesieniu się w czasie.
-Ale jeżeli Blair i Zayn mogą czarować, to mogliby stworzyć jakiś portal, czy coś w tym rodzaju.- zauważył Niall.
-Widzę, że ktoś tu naoglądał się za dużo "Czarodziejki z księżyca".- powiedziała z przekąsem Blair.
-Harrego Pottera.- burknął.
-To nie jest takie proste, Niall. Co prawda, mamy moc i to nawet całkiem potężną, ale nie możemy ot tak sobie nagle wyczarować jakiegoś portalu i przenieść się w czasie. Uda się to tylko podczas pełni księżyca, gdy w odpowiednim miejscu wypowiemy regułkę z księgi zaklęć.
-Przecież pełnia jest jutro.- odezwał się Louis.
-Tylko, że nikt z nas nie wie, co to za miejsce, a tylko w nim jest możliwe to zaklęcie.
-Dlatego uważam, że powinniśmy udać się do teatru!- krzyknęłam.
-W takim razie w drogę.- oświadczyła Blair, pstryknęła palcami i już po chwili znaleźliśmy się naprzeciw starego, zawalonego budynku.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
-No co? Uważasz, że chciałoby mi się wlec się przez całe miasto, żeby tylko podziwiać jakieś zniszczone mury?
Zaśmiałam się pod nosem, po czym ruszyłam przed siebie.
-Gdzie ty idziesz?- zapytała Val.
-Do środka, nie widać? Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru sterczeć tu cały dzień.
"Idź do rekwizytorni." "Dlaczego?" "Nie wierzę, że gadasz ze swoją podświadomością." "A co mam niby robić, skoro każesz mi szukać czegoś w takim miejscu. Przecież powinnam udać się na scenę." "Po co? Masz zamiar bawić się w aktorkę? O ile mi, a raczej tobie wiadomo, zbyt dużo czasu nie mamy, bo pełnia już jutro." "W takim razie tym bardziej powinnam zapomnieć o rekwizytorni, nie prawdaż? To jest ostatnie miejsce, do którego muszę zajrzeć." "Dlaczego sobie nie ufasz?" "Ufam, o co ci chodzi?" "Chyba raczej o co CI chodzi? Ja  jestem tobą, twoim głosem podświadomości, jeśli mnie nie słuchasz, to nie słuchasz też samej siebie."
W tym momencie głos podświadomość jakby ucichł. Świetnie, zostałam z tym wszystkim sama. Tak na prawdę, to cały czas byłam sama i po prostu gadałam ze sobą. A właśnie... Gdzie reszta? Gdzie ja jestem? Za bardzo skupiłam się na "rozmowie", że teraz za nic w świecie nie mam pojęcia, gdzie się znajduję. Spojrzałam w bok i ujrzałam drzwi z ledwo widocznym napisem "Rekwizytornia". 'Cóż za ironia.' Dobra, raz się żyje, wejdę tam. Otworzyłam skrzypiące drzwi i znalazłam się pośród wszystkich rekwizytów scenicznych i strojów. Moją uwagę zwrócił kostium, wiszący na końcu sali. Był cały czarny is składał się z czarnej koszuli, spodni, peleryny oraz wysokich, czarnych kozaków. Nie wyróżniał się niczym niezwykłym, jednak poczułam, że to właśnie on może mi pomóc. Niepewnie podeszłam w jego stronę i wzięłam go do ręki.
Wokół mnie zapanowała ciemność. Byłam tylko ja i rzekomy strój, który trzymałam w ręce. Nagle tuż przed moimi oczami pojawiła się ogromna twarz.
Krzyknęłam ze strachu i upuściłam ubranie.
Z powrotem znalazłam się w rekwizytorni, ale czułam, że nie jestem tu sama. Powoli odwróciłam się i ujrzałam tą samą kobietę, której twarz miałam zaszczyt obejrzeć przed chwilą.
Valerie
-Rose, gdzie jesteś?- darłam się po raz setny.
Niestety nie dawało to rezultatów. Moja przyjaciółka po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Na domiar złego ja także odłączyłam się od reszty, bo nigdzie nie widziałam nikogo z naszej gromady. 'Po prostu zajebiście, Val zgubiłaś się w ogromnym teatrze, który lada chwila może na ciebie runąć.' Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem w jakimś długim korytarzu, a przede mną widnieją 3 wejścia. 'Zupełnie jak w jakimś horrorze, ty to masz szczęście dziewczyno.' Ok czyli mam wybrać któreś z drzwi. Albo będzie tak, że nie zależnie, które wybiorę i tak wyskoczy jakaś zjawa i mnie zabije, albo wybiorę złe i zamiast znaleźć się w cudownej przesączonej różem krainie, będę siedziała na krześle elektrycznym, a pilnował mnie będzie facet bez głowy z nożem w ręku. 'O czym ty myślisz, Val? Za dużo się naoglądałaś horrorów w piątkowe wieczory i teraz ci odbija.' Postanowiłam, że wybiorę środkowe drzwi. Tak jakoś mi się najbardziej spodobały, a niech się dzieje, co się chce. Przekroczyłam próg i znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu. 'Dobra, to nie jest kraina słodkości, więc może dyskretnie się wycofam i wybiorę jakieś inne wejście.' Niestety tuż po tym pomyśle drzwi zamknęły się. 'Ok, zaczynam się bać...' Po chwili świeczki zapaliły się, oświetlając całą przestrzeń. Niestety nie uspokoiło mnie to, wręcz przeciwnie, bo wokół mnie leżały przypięte do ściany trupy. Zaczęłam krzyczeć, ale natychmiast ktoś zakrył mi usta dłonią.
-Zamknij się, bo skończysz tak jak oni.- usłyszałam chłodny głos tuż przy uchu.
Przeszły mnie ciarki, a serce przyspieszyło bicia. Poczułam, że "ktoś" zabiera rękę z mojej twarzy. Momentalnie odwróciłam się, aby przekonać się, kto sprawia, że zaraz padnę na zawał, lecz jak zwykle nic nie zobaczyłam, jedynie cień przesuwający się po ścianie.
-To znowu ty?- zapytałam z większą odwagą.
-Zależy o kim mówisz.- zaśmiał się.
-O rzekomym "największym wrogu".
-Robert? Nie.
-On ma na imię Robert?
-Oczywiście, jak mogłaś nie wiedzieć? Upss... Zapomniałem, że Ellie nie zdążyła wam jeszcze powiedzieć, mój błąd.
-O czym ty mówisz?
-Bo tak w zasadzie opowiedzieć o nim powinna Ellie, nie ja.
-A czy to coś zmienia?
-Tak i to dużo.- znów się przemieścił.
-Mógłbyś przestać?- powiedziałam z nutką irytacji.
-Ale co?- wyraźnie był rozbawiony moim zachowaniem.
-Ciągle zmieniasz swoje położenie. W końcu dostanę skurczu szyi.
-A musisz na mnie patrzeć? Przecież i tak widzisz tylko mój cień.
-I co z tego, przynajmniej jestem pewniejsza.
-Oczywiście, twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.- ukłonił się.
-Więc kim jesteś, skoro nie Robertem?- zmieniłam temat.
-Jego sługą, na imię mi Mors.
-Co to oznacza?
-Śmierć.
Po ciele znów przebiegły mi charakterystyczne ciarki.
-Spokojnie, nie masz się czego obawiać, nie jesteś tu, aby pożegnać się z życiem.
-Więc po co?
-A no wiesz, brakowało mi towarzystwa i postanowiłem cię zaprosić na herbatkę. Wolisz zwykłą z krwi nietoperza, czy z dodatkiem pajęczych nóżek?
Zachłysnęłam się powietrzem. 'Czy ja dobrze usłyszałam?'
-Żartowałem.- jego śmiech ponownie rozniósł się po sali.- Robert postanowił dać wam kilka wskazówek. Stwierdził, że tacy nieudacznicy jak wy nigdy w życiu nie wykonają zadania. Co prawda Rose jest na dobrej drodze, ale co to da, skoro jest sama i nie ma możliwości otworzenia portalu.
-Nie potrzebujemy pomocy.- uniosłam głowę do góry.
-Nie? Dobrze, w takim razie już cię wypuszczam, ale powodzenia w odnalezieniu pozostałych. Chyba, że twoją ambicją jest wieczny pobyt w katakumbach z przeróżnymi stworami, które tylko czyhają na moment, w którym będą mogły wydrapać ci oczy i wyssać twoją krew.
-Kłamiesz.- powiedziałam już mniej pewnie.
-Jesteś pewna, że nie chcesz tych wskazówek? My tylko chcieliśmy pomóc...
-Dobra.- warknęłam.- Czego chcecie w zamian?
-Kropli twojej krwi i jednego włosa z twojej głowy.
-Słucham?
-Nie udawaj, że nie usłyszałaś. Pomogę wam, jeśli otrzymam twoją krew i jeden włos.
-Po co ci to?
-A to już nie powinno cię interesować.- nagle poczułam mocne ukłucie w brzuch i upadłam na kolana.- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nie pamiętasz?
Z trudem podniosłam się i starałam się utrzymać równowagę.
-Zgoda.- wyszeptałam.- Ale obiecaj, że nam pomożesz.
-Przysięgam na mojego pana. A teraz usiądź na krześle.
Przełknęłam ślinę i niepewnie wykonałam polecenie.
-Nie masz się czego bać, to tylko kropelka krwi i kawałek włosa.
-Bardziej obawiam się tego, do czego później je wykorzystasz.
-Wystaw palec wskazujący u twojej prawej ręki.
Zrobione. Wystawiłam rękę, aby po chwili poczuć ukłucie, zobaczyć swoją krew, a w niej Rose. Następnie poczułam wyrywanie włosa i ujrzałam Ellie, Blair, Zayna, Liama, Thomasa, Harrego, Nialla i Louisa.
-Wybierz do kogo z nich mam cię przeteleportować.
No i tu zaczynają się schody. Co wybrać? Z jednej strony Rose jest moją najlepszą przyjaciółką i powinnam być z nią, ale z drugiej strony w drugiej grupie są istoty, które na pewno odnajdą Rose i pomogą nam stąd wyjść.
-Do reszty.- powiedziałam drżącym głosem.
-Dobry wybór.- po raz kolejny usłyszałam jego śmiech i po chwili leżałam już na podłodze u stóp Thomasa. O ironio!



Jej, nareszcie udało mi się napisać 3 rozdział. Bardzo przepraszam, że tyle na niego czekaliście (o ile w ogóle to robiliście xD). Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Bardzo proszę o komentarze, które na prawdę motywują.













sobota, 1 marca 2014

Chapter 2

"Mors malum non est, sola ius aequum generis humani."

Valerie
Szłam ciemnym korytarzem zmęczona, przerażona i co najważniejsze- zmarznięta. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego w tej chwili nie leżę sobie opatulona kocykiem i nie popijam gorącej czekolady, siedząc przy kominku. Wyjaśnienie jest jasne i proste- zostałam porwana przez jakiegoś chłopaka o imieniu Thomas. Przynajmniej się przedstawił... Tak więc łazimy bez celu po podziemiach już jakiś dobry kawał czasu, nawet nie wspominając o rozstępującym się drzewie... Nieważne. Chłopak stawia takie ogromne kroki, że muszę dosłownie za nim biec. Szczękam zębami, pocieram rękami zmarznięte ramiona, a ten nic. Ten idiota nawet na mnie nie popatrzył i nie zadał bezsensownego pytania: "Nie zimno ci?". Tak jakby po prostu mnie tu nie było.
-A tak w ogóle to gdzie mamy dojść?- zapytałam.
Nie uzyskałam odpowiedzi, nawet nie zostałam zaszczycona ani jednym spojrzeniem. Będziemy milczeć? Ok.
W końcu po godzinie tego nieszczęsnego chodzenia, dotarliśmy pod drzwi. Serio? Ja tu tyle marzłam, a on po prostu szukał jakiś cholernych drzwi?! I co my tu w ogóle robimy?! 'Brawo za refleks, Val.'
-Właź.- rozkazał chłodnym tonem.
'Jaki dżentelmen'- prychnęłam w myślach.
-Powiedziałem, że masz wejść.- coraz bardziej zaczął się denerwować.
-Spokojnie, już.- podniosłam ręce w geście kapitulacji.- Ochłoń trochę, bo złość piękności szkodzi.
Zlekceważył mój złośliwy docinek i ręką ponownie wskazał drzwi. Westchnąwszy, wykonałam "prośbę" chłopaka, przez co po chwili znalazłam się w niewielkim pomieszczeniu. To, co tam zobaczyłam, wprawiło mnie w niemałe zdziwienie. Mianowicie w pokoju znajdowała się moja najlepsza przyjaciółka, jakiś blondyn, trzech brunetów, z czego jeden o ciemnej karnacji, chłopak w loczkach, szczupła blondynka i siedząca na krześle i wcinająca jabłko brunetka. Już miałam otworzyć usta, aby coś powiedzieć, ale uprzedziła mnie Rose.
-Valerie? Co ty tu robisz?- zdziwiła się.
-To samo pytanie chciałabym zadać tobie.- skrzyżowałam ręce na piersi.
-Może najlepiej, jakby nam Ellie wszystko wyjaśniła.- wtrącił blondyn.
W tym momencie przyjrzałam się mu dokładniej. Okrągłą twarz okalały jasne włosy. Ubrany był w ciemny T-shirt, a jego nogi okrywały jeansowe rurki. Był bardzo przystojny i uroczy, ale moją uwagę w szczególności przykuły jego błękitne niczym ocean oczy. Wpatrywały się we mnie z taką intensywnością, że od razu chciałam spuścić wzrok, lecz nie mogłam. Było w nich coś niezwykłego, magicznego,to coś przyciągało mnie z ogromną siłą. Nie mam pojęcia, ile czasu wpatrywałam się w niego, ale po chwili poczułam przeszywający ból i ostanie, co pamiętałam to ciemność.

*Nagle zrobiło mi się bardzo gorąco. Cóż za ironia, jeszcze parę minut temu dosłownie trzęsłam się z zimna. Ale gdzie ja jestem? Powinnam teraz siedzieć w tamtej sali i słuchać wyjaśnień, jakie miała nam złożyć niejaka Ellie. Dlaczego w takim razie aktualnie znajduję się w lesie? A teraz na opuszczonym cmentarzu? A po chwili z powrotem w pokoju, jednak czuję, że jest jakoś inaczej. Drzwi powinny być po drugiej stronie, oni powinni siedzieć gdzie indziej. I niby dlaczego ja też tam jestem, skoro znajduję się tutaj? To chyba jakieś odbicie lustrzane. Jestem duchem? Ale przecież do cholery nie umarłam, prawda? Może po prostu zemdlałam i teraz mam jakieś omamy? 
-Nie jesteś tu przypadkowo.- usłyszałam głos za swoimi plecami.
Odwróciłam się, lecz nikogo nie zauważyłam.
-Nie ujrzysz mnie. Jestem obok ciebie, za tobą, pod tobą, nad tobą. Jestem dookoła ciebie. Nie znasz mnie, za to ja wiem o tobie wszystko. 
Ciągle kręciłam się wokół własnej osi, ignorując wszelkie uwagi.
-Kim jesteś?- zapytałam drżącym głosem.
-Jednym i jedynym celem waszego spotkania. Póki co nie masz potrzeby poznania mnie, lecz miej się na baczności. Wszyscy się miejcie.- zaśmiał się złowieszczym śmiechem.
-Nie rozumiem...
-To dlatego, że nie zdążyli wam jeszcze nic wyjaśnić. Cóż, za wcześnie pozwoliłaś działać swojemu darowi.
-O czym ty mówisz?- z każdą chwilą zaczynałam się bać coraz bardziej. 
-Uważasz, że Thomas zaciągnął cię do tego miejsca bez powodu? Każdy, kogo zobaczyłaś wtedy w pokoju, nie znalazł się tam przypadkowo. Tak samo nie bez powodu podczas tej wizji najpierw znalazłaś się w lesie, a później na cmentarzu. Twój dar próbuje wam pomóc, jednak udało mi się częściowo opanować jego siłę, wedrzeć się do twojej wizji i troszkę namieszać w niej. Przyznam, że było to niemałe wyzwanie. Pomieszałem kolejność wszystkich miejsc i niektóre zlikwidowałem lub ukryłem, abyś nie mogła ich znaleźć. Lecz jeśli będziesz uważnie szukać, to może odnajdziesz jakieś części układanki i twoja moc nie okaże się bezużyteczna. Pamiętaj, że czas w końcu się skończy.
-Jaka wizja, jaki dar? O co tu chodzi?!
-Macie misję, ale opisanie jej celu i przebiegu należy już do Ellie i Blair. 
- W taki razie, dlaczego chcesz nam przeszkodzić?- zapytałam.
- Ponieważ ja jestem waszym największym wrogiem, waszym koszmarem.- zaśmiał się i już nie odzywał. Wnioskuję, że zniknął. Powoli starałam się ułożyć sobie wszystko w głowie. Misja, mój dar, nieprzypadkowe spotkanie... I do tego jakiś niewidzialny wróg. Kim on w ogóle jest? I kim ja jestem? Posiadam jakiś dar, który ukrywał się we mnie całe życie i który może obalić wszystkie dowody na brak istnienia nadnaturalnych istot. W takim razie kim jest reszta? Rose, tajemniczy blondyn, Thomas, Ellie, Blair? Czy oni też są obdarzeni jakąś mocą? I na dodatek skoro to coś jest naszym wrogiem, to dlaczego mi pomógł? Co prawda, namieszał w mojej "wizji", ale gdyby nie on, nie widziała bym nawet o co chodzi, dlaczego się tu znalazłam i co mam robić. Gorączkowo starałam się przyswoić to wszystko, lecz na przekór nic mi nie wychodziło. "Pamiętaj, że czas się w końcu skończy..." Jak mam to rozumieć? Czyżby chodziło o to, że moja wizja ma ograniczony czas? Jak jakiś abonament? Te wszystkie pytania kłębiły mi się w głowie i powoli rozsadzały moją mózgownicę. Postanowiłam jednak nie lekceważyć tego zdarzenia i poszukać jakiś wskazówek. Tylko jak mogę z powrotem znaleźć się w lesie? 
'Pomyśl o nim, przypomnij sobie jakąś charakterystyczną rzecz, znajdującą się w nim, a twoja moc sama cię poniesie.'- usłyszałam głos w swojej głowie.
Postanowiłam się go posłuchać i już po chwili znalazłam się w lesie. Rozglądałam się dookoła, ale nic nie widziałam. Nie miałam pojęcia nawet, czego szukać. Miałam kompletną pustkę. Może tu chodzi o miejsce, z którego będziemy zaczynać podróż? Nie, to zbyt łatwe... Weźmy jeszcze pod uwagę, że nie wiadomo, czy w ogóle wyruszymy w jakąś podróż. Stawiałam niepewne kroki, jednocześnie zachowując czujność i gotowość do każdej sytuacji. 'Gdzie mam teraz pójść? Przecież ten las jest ogromny, nie dam rady go obejść całego, szczególnie, że mam mało czasu.' Te wszystkie myśli sprawiły, że na chwilę straciłam czujność i z wielkim pluskiem wpadłam do jeziora, które z niewiadomych przyczyn niespodziewanie się tam znalazło. Ostatnie, co udało mi się wychwycić, to napis wyryty na skale: "Quisque vitae puppa". Potem była już tylko ciemność.*
Otworzyłam oczy i od razu oślepił mnie blask sztucznego światła. Wróciłam.
-Valerie!- krzyknęła Rose, jednocześnie tuląc mnie z całej siły.
-Już wystarczy, bo mi wnętrzności wyciśniesz.- wychrypiałam.
Louis
Sam już nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim sądzić. Najpierw mnie porwano, później przywieziono do jakiejś "tajnej kryjówki", a potem, gdy niby mieliśmy dostać wyjaśnienia, ta dziewczyna zemdlała. Po paręnastu minutach obudziła się przerażona i gadała o jakimś wrogu, mocy i łacińskim napisie. Musiała na serio coś sobie zrobić, przecież gadała same głupstwa.
-Valerie, co ty tam widziałaś?- pytała się Ellie.
-Na początku byłam w lesie, później znalazłam się na cmentarzu, a na końcu byłam tutaj, tylko tak jakby jako duch. Widziałam wszystko, co się tu działo, jak próbowaliście mnie ocucić i wtedy usłyszałam głos. Ktoś, a raczej coś zaczęło do mnie mówić, ale niczego nie widziałam. Mówił, że na razie nie ma potrzeby, abym go widziała i żebym go znała, bo on wie o mnie wszystko.
Ellie popatrzyła ze strachem na mulata, a Blair zachłysnęła się jabłkiem.
-Wiecie coś na ten temat?- zapytała Valerie.
-Co było dalej?- zignorowała jej pytanie Blair.
-Powiedział mi, że te miejsca, które widziałam nie były przypadkowe i, że dał radę trochę namieszać w mojej wizji. Pozmieniał ich kolejność, niektóre ukrył i zostawił tylko małe wskazówki. O co tu chodzi?- mówiła jak w transie.
-Najwidoczniej nie był na tyle łaskawy, aby dać nam więcej czasu.- szepnęła Ellie.
-Właśnie, czas! Powiedział mi także, że mam ograniczony czas na poszukiwania jakiś wskazówek. Tak jakby mam ograniczenie w długości wizji.
-A o co chodzi z tym łacińskim napisem?- wtrącił Liam.
-Tuż przed końcem mojej wizji, wpadłam do jeziora i ujrzałam wyryty na skale napis: "Quisque vitae puppa". Co to oznacza?
-Wszyscy jesteśmy marionetkami swojego życia.- odpowiedziała Ellie.
-Ale co to ma do rzeczy?- odezwała się brunetka, siedząca obok Valerie.
-Ma i to dużo, Rose. Od tego powinniśmy zacząć.- powiedział mulat.
-Ale może najpierw wyjaśnilibyście nam o co w tym wszystkim chodzi?! Po
co tu jesteśmy?!- zdenerwowałem się i momentalnie wszystkie spojrzenia zostały skierowane w moją stronę..
-Lou, uspokój się.- dotknął mojego ramienia Niall.
-Nie, on ma rację.- zaśmiał się...
-Thomas.- odpowiedział z uśmiechem.
Czy on mi czyta w myślach? Bo niby skąd wiedziałby, że w tej chwili potrzebowałem znać jego imię?
-My wszyscy, którzy znajdujemy się w tym pomieszczeniu jesteśmy dziesiątką wybranych.- zaczęła swoją przemowę Ellie.- Wybranych do tego, aby obronić świat przed złem i przywrócić należyty pokój.
Jej wypowiedź wstrząsnęła mną, tak jak i pozostałymi "niewiedzącymi", ale nikt nie miał odwagi jej przerwać.
-Ja jestem wyrocznią, Blair czarownicą, Zayn błękitnym czarodziejem, Liam aniołem, a Thomas wilkołakiem.- kontynuowała.- A pozostała piątka, czyli wy jesteście ludźmi, lecz niezwykłymi. Valerie już odkryła swój dar, każdego czeka to samo. Jesteście obdarzeni różnymi mocami, silniejszymi, słabszymi, ale na pewno bardzo przydatnymi.
Zatkało mnie. Że co proszę?! Jak to wyrocznia, czarownica, czarodziej, anioł i wilkołak? Przecież takie stwory nie istnieją, to zwykłe bajeczki. I że niby ja mam jakąś moc? Niedorzeczne!
-Louis, wiem, że wydaje ci się to bardzo nierealne, ale to prawda.- powiedziała Blair.
Skąd? Dobra, zaczynam się bać...
-Wszystkie istoty nadnaturalne potrafią czytać w ludzkich umysłach.- wyjaśnił Liam.
-Ale można się nauczyć przed tym bronić.- dodała Ellie.
-Ta, akurat.- zakpił Thomas.- Jeszcze nie miałem okazji poznać człowieka, który potrafi blokować swoje myśli przed nami.
-Thomas, weź się łaskawie zamknij!- krzyknęła Blair.- Nie dość, że powinieneś tutaj być godzinę wcześniej, to jeszcze na dodatek teraz sobie ze wszystkich kpisz!
-Zgubiłem się. Zresztą od kiedy ty się przejmujesz tymi "wszystkimi"?- prychnął.
-Przejmuję się naszą misją, ona jest dla mnie ważna. A skoro nasza tylko nasza dziesiątka może ją wykonać, to musimy współpracować.- wycedziła przez zęby.
-Blair ma rację, zakop topór wojenny, Thomas.- poparł dziewczynę Zayn.
-Halo, nie widzicie, że oni stoją i się na was patrzą nadal niczego nie świadomi?- dodał Liam.
-To w takim razie ty im tłumacz, mądralo.- burknął Thomas.
-Ja to zrobię...- westchnął Zayn.- Do tej pory nic dziwnego nie działo się w mieście, prawda?
Kiwnęliśmy głowami.
-Każdemu się wydawało, że wszystko jest w porządku i niestety zapomnieli już co działo się 150 lat temu. Rozegrała się wtedy największa bitwa w dziejach świata. Bitwa pomiędzy dobrem, a złem. Oczywiście w kocu wygrała jasna strona, ale ciemna nigdy nie mogła się pogodzić z przegraną. Ellie już dawno przewidziała zemstę i nieuniknioną walkę, ale śmierć tego chłopaka przypieczętowała wszystko. Nie umarł on w naturalny sposób, jego duszę wchłonęły złe istoty. To daje im siłę. Będą to robić coraz częściej i w końcu staną się na tyle potężne, że nie damy rady ich pokonać. Dlatego musimy temu zapobiec. Musimy ochronić ludzi i wypatroszyć zło na zawsze. Ale tylko nasza dziesiątka może to zrobić. Wyruszymy w podróż.
-Ale gdzie?- zapytał Harry.
-Wizja Valerie jest odpowiedzią.
-Może ten łaciński napis?- podsunęła Blair.
-Tylko o co w nim chodzi? Co on oznacza?- zastanawiała się Ellie.
-Nie uważacie, że to nie jest żadne znaczenie przenośne? Tu chodzi o stary teatr na końcu miasta.- powiedziała Rose.
-Jestem pod wrażeniem, Rose.- usłyszeliśmy jakiś głos.- Nie sądziłem, że tak szybko na to wpadniesz. Lecz pominęłaś jeden, ważny szczegół. To miejsce to już ruina. Niczego tam nie znajdziecie. Aby rozpocząć przygodę, musicie cofnąć się wstecz. Do czasów jego powstania. Od dzisiaj przeszłość będę waszym sprzymierzeńcem.


Wiem, że trochę długo pisałam ten rozdział, ale za to jest dłuższy od poprzedniego. Trochę jest w nim zamotane, ale takie właśnie ma być xD. Mam nadzieję, że się wam spodoba ;). Bardzo proszę o komentarze, one na serio motywują ;).



czwartek, 27 lutego 2014

Zwiastun!

Jest już gotowy zwiastun bloga. Znajduje się on w zakładce "Trailer" . Wpadajcie xD.
Ps. Nowy rozdział pojawi się niedługo ;).

niedziela, 23 lutego 2014

Chapter 1

"Sic fuit, est et erit: similis similem sibi quaerit."

Niall
Wiecie jak to jest obudzić się dosłownie w nicości? Do tej pory nawet bym o czymś takim nie pomyślał, przecież to absurd. A jednak obudziłem się. Otworzyłem oczy i jedyne co ujrzałem to czerń wokół mnie. Nic więcej. Może trafiłem już do nieba? Chociaż wydaje mi się, że tam tak ciemno nie jest. Spodziewałbym się raczej niekończącego się sadu, pełnego najróżniejszych drzew owocowych, pod którymi siedzą lew i owca, spoglądające na siebie z miłością. To tylko takie wymysły, które narodziły się ze zbyt gorliwego wertowania książek filozoficznych. A może to piekło? Tylko co ja takiego zrobiłem, żeby trafić do tych płomiennych czeluści? Nawet nie pamiętam wizyty w czyśćcu, sądu moich grzechów. Czyżbym na serio był tak głupi, żeby nawet nie pamiętać najważniejszego momentu w moim... Życiu? Hmmm... Życiem tego nie można nazwać, raczej wiecznością. Wiecznością pośród rozgrzanej magmy i tysiąca zagubionych dusz, wołających o pomoc. Wzdrygnąłem się na samą myśl. Przecież nie mogę tak skończyć! W ogóle kiedy ja zdążyłem umrzeć? Jakoś sobie tego nie przypominam. Pięknie, Horan. Nie dość, że nie pamiętasz, jaki był twój ostateczny wyrok, to na dodatek jeszcze tego, że w ogóle umarłeś. Co ty się kokainy nawciągałeś przed snem? A tak właściwie to dlaczego jestem w tych samych ciuchach, co na wczorajszej imprezie? Impreza! Czy to możliwe, że właśnie na niej zginąłem? Skoro tak, to raczej nie spodziewałbym się teraz zbyt częstych gości w "Ministry Of Sound". Nialler, czy to właśnie przez ciebie bankrutuje najpopularniejszy klub w Londynie? Odruchowo sięgnąłem do prawej kieszeni moich jeansów i co znalazłem? Karteczkę. Czyżby jakaś dziewczyna pomyliła mnie z Lou i wsadziła mi swoją "wizytówkę" z numerem telefonu? To krótka i łzawa historia. Louis zawsze miał większe powodzenie u dziewczyn, niż ja. W zasadzie ja nigdy nie miałem u nich powodzenia. W ich oczach byłem po prostu "kujonem", który w jakiś magiczny sposób przyjaźni się z "największym ciachem w mieście". Ale tak na prawdę kujonem nie jestem. Chyba, że kujonami nagle stały się osoby z dwóją z matmy na koniec roku. Ja po prostu lubię czytać książki. Co w tym złego? Loui też często czyta, tylko że on wybiera bardzo kontrowersyjne lektury. Ale to pomińmy.
Wracając do rzekomego skrawka papieru, na początku nie wydawał się podejrzany. Ale, gdy tylko go rozwinąłem, oślepił mnie blask bijący z zawartości. Na kartce widniał napis "Alea lacta es".  Wydaje mi się, że to coś po łacinie, ale nie jestem pewny. Nigdy nie podjąłem się nauki tego dziwnego języka.
-Kości zostały rzucone.- usłyszałem damski głos za swoimi plecami.
Podskoczyłem i walnąłem głową w ścianę. Usłyszałem "pstryk" i nagle w pomieszczeniu zrobiło się jasno. Serio? Przecież miała być nicość. Czyli jednak nie umarłem? Po prostu było wyłączone światło? To gdzie ja w takim razie jestem?
-Ellie, włączył światło. Mówiłam ci, żebyś wcześniej wkroczyła do akcji, teraz całe nasze przedstawienie na nic.- ponownie usłyszałem ten sam głos.
Niepewnie odwróciłem głowę i przed moimi oczami ukazała się siedząca na krześle brunetka, która zawzięcie wpierniczała jabłko.
-Blair, proszę cię łaskawie, nie komentuj.- zobaczyłem drugą dziewczynę, tym razem blondynkę.
Dobra, to się robi już zbyt dziwne. Zostałem porwany przez jakieś dwie dziewczyny? To dla mnie nowość.
-Jestem Ellie.- odezwała się blondynka, wyciągając w moją stronę rękę.
Zlekceważyłem jej gest.
-Kim jesteście?- zapytałem drżącym głosem.
-Przecież się już przedstawiła, idioto.- burknęła brunetka.
-Blair, bądź miła! Przepraszam cię za nią.- tu zwróciła się w moją stronę.- Jak już mówiłam, nazywam się Ellie, Ellie Mystic, a to jest Blair Hathway. A ty to zapewne Niall Horan?
Niepewnie skinąłem głową.
-Ale nadal nie wiem, dlaczego się tu znalazłem i czego ode mnie chcecie. I skąd w ogóle wiecie jak się nazywam?- cofnąłem się o krok.
Blondynka zaśmiała się perlistym śmiechem.
-Zaraz się wszystkiego dowiesz, nasi koledzy muszą jeszcze "dotransportować" resztę i wszystko wam wyjaśnimy.
Dzisiejszy dzień spokojnie mogę zaliczyć do najdziwniejszych w moim życiu.
Rose
Ten dzień wcale się tak nie zapowiadał. Koło godziny 24 usłyszałam dzwonek do drzwi, który wcześniej w pewnym sensie przewidziałam. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się wysoki brunet o ciemnej karnacji. Nie powiem, trochę mnie to zdziwiło.
-Słucham?- zapytałam sennym głosem.
-Nie mamy czasu, musisz ze mną iść.- jego słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. 
-Że co proszę?
-Przecież mówię, że nie mamy czasu.- zaczął się denerwować.
-A możesz mi przynajmniej powiedzieć, kim jesteś?
-Zayn Malik, pasuje?
-Nie, nie pasuje. Jakim prawem chcesz mnie wyciągnąć z mojego domu, skoro ja cię nawet nie znam?
-Wystarczy, że ja cię znam.- spojrzał mi w oczy.
-Jakoś za bardzo mnie to nie przekonało.- skrzyżowałam ręce na piersi.- Nigdzie z tobą nie idę.
-Idziesz!
-Nie!
-Założymy się?- spojrzał na mnie złowieszczym wzrokiem.
Nie mam pojęcia, jakim sposobem znalazłam się w jego samochodzie.
-J-jak to się stało?- zapytałam ze strachem.
-Magia.- zaśmiał się.
Mnie jakoś za bardzo nie śmieszyła zaistniała sytuacja. Podsumujmy fakty: zostałam porwana przez jakiegoś zdesperowanego terrorystę, który na dodatek twierdzi, że obcuje z magią. Jadę z nim właśnie czarnym wanem i nie mam pojęcia, gdzie mnie wiezie. Chwila... Wjeżdżamy do jakiegoś lasu. Tsa, duże pocieszenie. Badania wykazują, że ponad połowa nastolatek zostaje zgwałcona właśnie w lesie. Jedynym plusem jest, to, że przynajmniej nie jest to jakiś stary, napalony pedofil. Chociaż kto go tam wie.
-Wychodź.- powiedział, a raczej rozkazał.
-Pff... Mam się pchać do paszczy lwa? Po moim trupie.
-To się da załatwić.- uśmiechnął się, po czym otworzył drzwi i siłą wyciągnął mnie z samochodu.
-Jaki dżentelmen.- prychnęłam sarkastycznie.
Stanęliśmy pod jakimś ogromnym drzewem.
-Czyli to tutaj zamierzasz mnie zgwałcić? Na twoim miejscu wybrałabym jakieś bardziej odosobnione miejsce.
-Co?- spojrzał na mnie jak na idiotkę, po czym dotknął pnia drzewa, mamrocząc coś pod nosem.
Po chwili drzewo tak jakby rozstąpiło się, ukazując wejście do jakiegoś tunelu. Zaniemówiłam.
-Idziesz, czy masz zamiar tak sterczeć z otwartą buzią?- zapytał ze zniecierpliwieniem.
-C-co? J-jak?- jąkałam się.
-Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale chodź już!
Pociągnął mnie do środka. Szliśmy w milczeniu. W sumie to dobrze, bo ja nadal byłam w szoku i nawet nie zdołałabym nic powiedzieć. Nawet nie pamiętam, kiedy znaleźliśmy się pod jakimiś drzwiami.
-Zaraz wszystkie twoje wątpliwości się rozwieją.- powiedział, otwierając drzwi.


Więc wracam z pierwszym rozdziałem, który mam nadzieję, że się spodobał. Trochę krótki, ale chciałam urwać właśnie w takim momencie ;). Prosiłabym o wyrażanie szczerej opinii w komentarzach ;).
Kasia.






czwartek, 20 lutego 2014

Prologue

Moontown. Zwykłe miasteczko, leżące na północ od Londynu. Zero przestępczości, dziwnych i nie wyjaśnionych zjawisk, dni długie, noce krótkie i jasne. Od stuleci nie wydarzyło się tu nic niezwykłego i niepokojącego, aż do tego dnia...
-Mamo, wychodzę!
-Dobrze, tylko wróć wcześnie!
Nie wrócił. Już nigdy. Znaleziono jego ciało w pobliskim lesie, chociaż jego przyjaciele uparcie twierdzili, że trzymali się od niego z daleka. Żadnych ran kłutych, siniaków, czy obrażeń od pistoletu. Nic. Tak, jakby po prostu zasnął...
Valerie 
-...dziś mija 25 rocznica śmierci chłopaka. Bliscy zbierają się nad jego grobem i opłakują straty.
Szybkim ruchem wyłączyłam telewizor.
-Ile razy mają zamiar jeszcze o tym trąbić?!- zdenerwowałam się.- Przecież to się stało 25 lat temu!
-Daj spokój, Val. Przecież to media, muszą znaleźć sobie jakąś sensację.- powiedziała Rose. 
-Ale żeby co roku w kółko gadać o tym samym? To już się robi nudne. Gówno, a nie sensacja.
-Widocznie jesteś w tym osamotniona. Ja uważam, że ta śmierć jest na serio trochę dziwna. Żadnych ran, tak jakby go ktoś zaczarował.
-Nic nadzwyczajnego. Zwykła i normalna śmierć. Pewnie był po prostu chory.
-Ty na prawdę w to wierzysz?- spojrzała na mnie.
Rose
Czasem mam wrażenie, że posiadam jakieś zdolności paranormalne. Czułam, jakby za chwilę coś miało się wydarzyć. Coś, co odmieni moje życie... Dobra, zamknij się, Rose. Znowu cię wezmą za wariatkę i przepiszą leki anty-stresowe. Dziś jest wyjątkowy dzień, masz prawo tak się czuć. 
'Boże, kto normalny o tej porze dzwoni do drzwi?' Chwila, moment... Przecież nikt nie dzwonił, idiotko! Znowu mam jakieś omamy. Dosłownie sekundę po tym usłyszałam dzwonek do drzwi. 'Dobra... To było dziwne...' Będąc w lekkim szoku, poszłam otworzyć. 
Gdybym wtedy wiedziała, w życiu bym nie otworzyła... 



No więc tak, chciałbym was serdecznie powitać na moim nowym blogu. Mam nadzieję, że prolog się spodobał ;).
Tak więc:
Przedstawienie czas zacząć!