sobota, 1 marca 2014

Chapter 2

"Mors malum non est, sola ius aequum generis humani."

Valerie
Szłam ciemnym korytarzem zmęczona, przerażona i co najważniejsze- zmarznięta. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego w tej chwili nie leżę sobie opatulona kocykiem i nie popijam gorącej czekolady, siedząc przy kominku. Wyjaśnienie jest jasne i proste- zostałam porwana przez jakiegoś chłopaka o imieniu Thomas. Przynajmniej się przedstawił... Tak więc łazimy bez celu po podziemiach już jakiś dobry kawał czasu, nawet nie wspominając o rozstępującym się drzewie... Nieważne. Chłopak stawia takie ogromne kroki, że muszę dosłownie za nim biec. Szczękam zębami, pocieram rękami zmarznięte ramiona, a ten nic. Ten idiota nawet na mnie nie popatrzył i nie zadał bezsensownego pytania: "Nie zimno ci?". Tak jakby po prostu mnie tu nie było.
-A tak w ogóle to gdzie mamy dojść?- zapytałam.
Nie uzyskałam odpowiedzi, nawet nie zostałam zaszczycona ani jednym spojrzeniem. Będziemy milczeć? Ok.
W końcu po godzinie tego nieszczęsnego chodzenia, dotarliśmy pod drzwi. Serio? Ja tu tyle marzłam, a on po prostu szukał jakiś cholernych drzwi?! I co my tu w ogóle robimy?! 'Brawo za refleks, Val.'
-Właź.- rozkazał chłodnym tonem.
'Jaki dżentelmen'- prychnęłam w myślach.
-Powiedziałem, że masz wejść.- coraz bardziej zaczął się denerwować.
-Spokojnie, już.- podniosłam ręce w geście kapitulacji.- Ochłoń trochę, bo złość piękności szkodzi.
Zlekceważył mój złośliwy docinek i ręką ponownie wskazał drzwi. Westchnąwszy, wykonałam "prośbę" chłopaka, przez co po chwili znalazłam się w niewielkim pomieszczeniu. To, co tam zobaczyłam, wprawiło mnie w niemałe zdziwienie. Mianowicie w pokoju znajdowała się moja najlepsza przyjaciółka, jakiś blondyn, trzech brunetów, z czego jeden o ciemnej karnacji, chłopak w loczkach, szczupła blondynka i siedząca na krześle i wcinająca jabłko brunetka. Już miałam otworzyć usta, aby coś powiedzieć, ale uprzedziła mnie Rose.
-Valerie? Co ty tu robisz?- zdziwiła się.
-To samo pytanie chciałabym zadać tobie.- skrzyżowałam ręce na piersi.
-Może najlepiej, jakby nam Ellie wszystko wyjaśniła.- wtrącił blondyn.
W tym momencie przyjrzałam się mu dokładniej. Okrągłą twarz okalały jasne włosy. Ubrany był w ciemny T-shirt, a jego nogi okrywały jeansowe rurki. Był bardzo przystojny i uroczy, ale moją uwagę w szczególności przykuły jego błękitne niczym ocean oczy. Wpatrywały się we mnie z taką intensywnością, że od razu chciałam spuścić wzrok, lecz nie mogłam. Było w nich coś niezwykłego, magicznego,to coś przyciągało mnie z ogromną siłą. Nie mam pojęcia, ile czasu wpatrywałam się w niego, ale po chwili poczułam przeszywający ból i ostanie, co pamiętałam to ciemność.

*Nagle zrobiło mi się bardzo gorąco. Cóż za ironia, jeszcze parę minut temu dosłownie trzęsłam się z zimna. Ale gdzie ja jestem? Powinnam teraz siedzieć w tamtej sali i słuchać wyjaśnień, jakie miała nam złożyć niejaka Ellie. Dlaczego w takim razie aktualnie znajduję się w lesie? A teraz na opuszczonym cmentarzu? A po chwili z powrotem w pokoju, jednak czuję, że jest jakoś inaczej. Drzwi powinny być po drugiej stronie, oni powinni siedzieć gdzie indziej. I niby dlaczego ja też tam jestem, skoro znajduję się tutaj? To chyba jakieś odbicie lustrzane. Jestem duchem? Ale przecież do cholery nie umarłam, prawda? Może po prostu zemdlałam i teraz mam jakieś omamy? 
-Nie jesteś tu przypadkowo.- usłyszałam głos za swoimi plecami.
Odwróciłam się, lecz nikogo nie zauważyłam.
-Nie ujrzysz mnie. Jestem obok ciebie, za tobą, pod tobą, nad tobą. Jestem dookoła ciebie. Nie znasz mnie, za to ja wiem o tobie wszystko. 
Ciągle kręciłam się wokół własnej osi, ignorując wszelkie uwagi.
-Kim jesteś?- zapytałam drżącym głosem.
-Jednym i jedynym celem waszego spotkania. Póki co nie masz potrzeby poznania mnie, lecz miej się na baczności. Wszyscy się miejcie.- zaśmiał się złowieszczym śmiechem.
-Nie rozumiem...
-To dlatego, że nie zdążyli wam jeszcze nic wyjaśnić. Cóż, za wcześnie pozwoliłaś działać swojemu darowi.
-O czym ty mówisz?- z każdą chwilą zaczynałam się bać coraz bardziej. 
-Uważasz, że Thomas zaciągnął cię do tego miejsca bez powodu? Każdy, kogo zobaczyłaś wtedy w pokoju, nie znalazł się tam przypadkowo. Tak samo nie bez powodu podczas tej wizji najpierw znalazłaś się w lesie, a później na cmentarzu. Twój dar próbuje wam pomóc, jednak udało mi się częściowo opanować jego siłę, wedrzeć się do twojej wizji i troszkę namieszać w niej. Przyznam, że było to niemałe wyzwanie. Pomieszałem kolejność wszystkich miejsc i niektóre zlikwidowałem lub ukryłem, abyś nie mogła ich znaleźć. Lecz jeśli będziesz uważnie szukać, to może odnajdziesz jakieś części układanki i twoja moc nie okaże się bezużyteczna. Pamiętaj, że czas w końcu się skończy.
-Jaka wizja, jaki dar? O co tu chodzi?!
-Macie misję, ale opisanie jej celu i przebiegu należy już do Ellie i Blair. 
- W taki razie, dlaczego chcesz nam przeszkodzić?- zapytałam.
- Ponieważ ja jestem waszym największym wrogiem, waszym koszmarem.- zaśmiał się i już nie odzywał. Wnioskuję, że zniknął. Powoli starałam się ułożyć sobie wszystko w głowie. Misja, mój dar, nieprzypadkowe spotkanie... I do tego jakiś niewidzialny wróg. Kim on w ogóle jest? I kim ja jestem? Posiadam jakiś dar, który ukrywał się we mnie całe życie i który może obalić wszystkie dowody na brak istnienia nadnaturalnych istot. W takim razie kim jest reszta? Rose, tajemniczy blondyn, Thomas, Ellie, Blair? Czy oni też są obdarzeni jakąś mocą? I na dodatek skoro to coś jest naszym wrogiem, to dlaczego mi pomógł? Co prawda, namieszał w mojej "wizji", ale gdyby nie on, nie widziała bym nawet o co chodzi, dlaczego się tu znalazłam i co mam robić. Gorączkowo starałam się przyswoić to wszystko, lecz na przekór nic mi nie wychodziło. "Pamiętaj, że czas się w końcu skończy..." Jak mam to rozumieć? Czyżby chodziło o to, że moja wizja ma ograniczony czas? Jak jakiś abonament? Te wszystkie pytania kłębiły mi się w głowie i powoli rozsadzały moją mózgownicę. Postanowiłam jednak nie lekceważyć tego zdarzenia i poszukać jakiś wskazówek. Tylko jak mogę z powrotem znaleźć się w lesie? 
'Pomyśl o nim, przypomnij sobie jakąś charakterystyczną rzecz, znajdującą się w nim, a twoja moc sama cię poniesie.'- usłyszałam głos w swojej głowie.
Postanowiłam się go posłuchać i już po chwili znalazłam się w lesie. Rozglądałam się dookoła, ale nic nie widziałam. Nie miałam pojęcia nawet, czego szukać. Miałam kompletną pustkę. Może tu chodzi o miejsce, z którego będziemy zaczynać podróż? Nie, to zbyt łatwe... Weźmy jeszcze pod uwagę, że nie wiadomo, czy w ogóle wyruszymy w jakąś podróż. Stawiałam niepewne kroki, jednocześnie zachowując czujność i gotowość do każdej sytuacji. 'Gdzie mam teraz pójść? Przecież ten las jest ogromny, nie dam rady go obejść całego, szczególnie, że mam mało czasu.' Te wszystkie myśli sprawiły, że na chwilę straciłam czujność i z wielkim pluskiem wpadłam do jeziora, które z niewiadomych przyczyn niespodziewanie się tam znalazło. Ostatnie, co udało mi się wychwycić, to napis wyryty na skale: "Quisque vitae puppa". Potem była już tylko ciemność.*
Otworzyłam oczy i od razu oślepił mnie blask sztucznego światła. Wróciłam.
-Valerie!- krzyknęła Rose, jednocześnie tuląc mnie z całej siły.
-Już wystarczy, bo mi wnętrzności wyciśniesz.- wychrypiałam.
Louis
Sam już nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim sądzić. Najpierw mnie porwano, później przywieziono do jakiejś "tajnej kryjówki", a potem, gdy niby mieliśmy dostać wyjaśnienia, ta dziewczyna zemdlała. Po paręnastu minutach obudziła się przerażona i gadała o jakimś wrogu, mocy i łacińskim napisie. Musiała na serio coś sobie zrobić, przecież gadała same głupstwa.
-Valerie, co ty tam widziałaś?- pytała się Ellie.
-Na początku byłam w lesie, później znalazłam się na cmentarzu, a na końcu byłam tutaj, tylko tak jakby jako duch. Widziałam wszystko, co się tu działo, jak próbowaliście mnie ocucić i wtedy usłyszałam głos. Ktoś, a raczej coś zaczęło do mnie mówić, ale niczego nie widziałam. Mówił, że na razie nie ma potrzeby, abym go widziała i żebym go znała, bo on wie o mnie wszystko.
Ellie popatrzyła ze strachem na mulata, a Blair zachłysnęła się jabłkiem.
-Wiecie coś na ten temat?- zapytała Valerie.
-Co było dalej?- zignorowała jej pytanie Blair.
-Powiedział mi, że te miejsca, które widziałam nie były przypadkowe i, że dał radę trochę namieszać w mojej wizji. Pozmieniał ich kolejność, niektóre ukrył i zostawił tylko małe wskazówki. O co tu chodzi?- mówiła jak w transie.
-Najwidoczniej nie był na tyle łaskawy, aby dać nam więcej czasu.- szepnęła Ellie.
-Właśnie, czas! Powiedział mi także, że mam ograniczony czas na poszukiwania jakiś wskazówek. Tak jakby mam ograniczenie w długości wizji.
-A o co chodzi z tym łacińskim napisem?- wtrącił Liam.
-Tuż przed końcem mojej wizji, wpadłam do jeziora i ujrzałam wyryty na skale napis: "Quisque vitae puppa". Co to oznacza?
-Wszyscy jesteśmy marionetkami swojego życia.- odpowiedziała Ellie.
-Ale co to ma do rzeczy?- odezwała się brunetka, siedząca obok Valerie.
-Ma i to dużo, Rose. Od tego powinniśmy zacząć.- powiedział mulat.
-Ale może najpierw wyjaśnilibyście nam o co w tym wszystkim chodzi?! Po
co tu jesteśmy?!- zdenerwowałem się i momentalnie wszystkie spojrzenia zostały skierowane w moją stronę..
-Lou, uspokój się.- dotknął mojego ramienia Niall.
-Nie, on ma rację.- zaśmiał się...
-Thomas.- odpowiedział z uśmiechem.
Czy on mi czyta w myślach? Bo niby skąd wiedziałby, że w tej chwili potrzebowałem znać jego imię?
-My wszyscy, którzy znajdujemy się w tym pomieszczeniu jesteśmy dziesiątką wybranych.- zaczęła swoją przemowę Ellie.- Wybranych do tego, aby obronić świat przed złem i przywrócić należyty pokój.
Jej wypowiedź wstrząsnęła mną, tak jak i pozostałymi "niewiedzącymi", ale nikt nie miał odwagi jej przerwać.
-Ja jestem wyrocznią, Blair czarownicą, Zayn błękitnym czarodziejem, Liam aniołem, a Thomas wilkołakiem.- kontynuowała.- A pozostała piątka, czyli wy jesteście ludźmi, lecz niezwykłymi. Valerie już odkryła swój dar, każdego czeka to samo. Jesteście obdarzeni różnymi mocami, silniejszymi, słabszymi, ale na pewno bardzo przydatnymi.
Zatkało mnie. Że co proszę?! Jak to wyrocznia, czarownica, czarodziej, anioł i wilkołak? Przecież takie stwory nie istnieją, to zwykłe bajeczki. I że niby ja mam jakąś moc? Niedorzeczne!
-Louis, wiem, że wydaje ci się to bardzo nierealne, ale to prawda.- powiedziała Blair.
Skąd? Dobra, zaczynam się bać...
-Wszystkie istoty nadnaturalne potrafią czytać w ludzkich umysłach.- wyjaśnił Liam.
-Ale można się nauczyć przed tym bronić.- dodała Ellie.
-Ta, akurat.- zakpił Thomas.- Jeszcze nie miałem okazji poznać człowieka, który potrafi blokować swoje myśli przed nami.
-Thomas, weź się łaskawie zamknij!- krzyknęła Blair.- Nie dość, że powinieneś tutaj być godzinę wcześniej, to jeszcze na dodatek teraz sobie ze wszystkich kpisz!
-Zgubiłem się. Zresztą od kiedy ty się przejmujesz tymi "wszystkimi"?- prychnął.
-Przejmuję się naszą misją, ona jest dla mnie ważna. A skoro nasza tylko nasza dziesiątka może ją wykonać, to musimy współpracować.- wycedziła przez zęby.
-Blair ma rację, zakop topór wojenny, Thomas.- poparł dziewczynę Zayn.
-Halo, nie widzicie, że oni stoją i się na was patrzą nadal niczego nie świadomi?- dodał Liam.
-To w takim razie ty im tłumacz, mądralo.- burknął Thomas.
-Ja to zrobię...- westchnął Zayn.- Do tej pory nic dziwnego nie działo się w mieście, prawda?
Kiwnęliśmy głowami.
-Każdemu się wydawało, że wszystko jest w porządku i niestety zapomnieli już co działo się 150 lat temu. Rozegrała się wtedy największa bitwa w dziejach świata. Bitwa pomiędzy dobrem, a złem. Oczywiście w kocu wygrała jasna strona, ale ciemna nigdy nie mogła się pogodzić z przegraną. Ellie już dawno przewidziała zemstę i nieuniknioną walkę, ale śmierć tego chłopaka przypieczętowała wszystko. Nie umarł on w naturalny sposób, jego duszę wchłonęły złe istoty. To daje im siłę. Będą to robić coraz częściej i w końcu staną się na tyle potężne, że nie damy rady ich pokonać. Dlatego musimy temu zapobiec. Musimy ochronić ludzi i wypatroszyć zło na zawsze. Ale tylko nasza dziesiątka może to zrobić. Wyruszymy w podróż.
-Ale gdzie?- zapytał Harry.
-Wizja Valerie jest odpowiedzią.
-Może ten łaciński napis?- podsunęła Blair.
-Tylko o co w nim chodzi? Co on oznacza?- zastanawiała się Ellie.
-Nie uważacie, że to nie jest żadne znaczenie przenośne? Tu chodzi o stary teatr na końcu miasta.- powiedziała Rose.
-Jestem pod wrażeniem, Rose.- usłyszeliśmy jakiś głos.- Nie sądziłem, że tak szybko na to wpadniesz. Lecz pominęłaś jeden, ważny szczegół. To miejsce to już ruina. Niczego tam nie znajdziecie. Aby rozpocząć przygodę, musicie cofnąć się wstecz. Do czasów jego powstania. Od dzisiaj przeszłość będę waszym sprzymierzeńcem.


Wiem, że trochę długo pisałam ten rozdział, ale za to jest dłuższy od poprzedniego. Trochę jest w nim zamotane, ale takie właśnie ma być xD. Mam nadzieję, że się wam spodoba ;). Bardzo proszę o komentarze, one na serio motywują ;).



7 komentarzy:

  1. Wow, nie wiem co mam napisać. Dziewczyno ty masz jakiś dar. Wiem że nie raz czytałaś że to super itp, więc nie będę cię tym zasypywać razy 2.
    Po prostu dobrze to napisałaś. Nic nie pomieszałaś. Tak jak byś to ty była jakimś Aniołem, czy jakąś inną istotą pozaziemską. Znam cię dość dobrze i wiem że będę musiała czekać, więc będę czekać. Na koniec powiem tylko jedno. Kocham cię ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram komentarz u góry. Świetny blog, ten i poprzedni. <3 Czekam na nn . :* Weny życzę. :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę weny ;* Zgadzam się w pełni z komentarzem'' Anny Horan'' <3 Zapraszam do mnie: nadzieja-jestzawsze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. wow *_* super rozdział :) popieram pierwszy kom

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudooo <3 zapraszam do mnie :) http://lovehateonedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. ten rozdział jest świetny! *_*

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratulacje! Zostałaś nominowana do Liebster Award. Szczegóły znajdziesz tutaj: http://nadzieja-jestzawsze.blogspot.com/2014/03/nominacja.html

    OdpowiedzUsuń